Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2011

Mont Blanc

Obraz
Pofrunęliśmy. Widziałem moich towarzyszy padających kolejno na stok jak klocki domina. Pyk, obłok śniegu... pyk, obłok śniegu...; dziwny rytmiczny taniec, którego kolejne akty rozgrywają się w milisekundach. Zanim stałem się podmiotem tego procesu, rzuciłem się na śnieg wbijając głęboko ostrze czekanu. Szarpnięcie było słabsze niż się spodziewałem, cały tramwaj hamował - pięć napędzanych rozszalałą krwią wagoników którym w biologicznych skorupach uruchomił się w całej swej bezwzględnej okazałości instynkt przetrwania. Zatrzymaliśmy się. Spojrzałem w dół, biały kask Daniela majaczył gdzieś pod moimi nogami, 10 metrów od stanowiska, w które wgryzłem się wszystkimi możliwymi wypustkami ciała. Czy ci na dole są już bezpieczni? Nie widzę ich. A może gdzieś wiszą i nie mogą usiąść? Krzyczę, Daniel nie odpowiada, czekam... Po chwili zaczyna się powoli gramolić, siada plecami do mnie; lina chwyta oddech, luzuje się. A zatem zatrzymaliśmy się. Obracam się powoli, próbuję usiąść. Delikatna