Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2012

Kierunek - Patagonia

Ruszam na południe - kierunek Patagonia. Najbliższy etap: Puerto Montt.

Wizobranie

Jeśli dobrze zrozumiałem australijski slang - otrzymałem właśnie wizę do kraju kangurów. Etap drugi stoi zatem otworem. Uwielbiam ten na głowie postawiony kontynent. Wizę można otrzymać online, nazywa się - zgodnie z nowym trendem w nomenklaturze przełomu wieków - eVisitor ;-) Kto przeżył piekło wizożebrania w Azji Centralnej (Kirgistan, Uzbekistan, Tadżykistan, Turkmenistan i reszta braterskich narodów, odpadków imperium spod znaku 'bolszoj') ten po przeczytaniu niniejszej informacji, łącząc się ze mną w oceanie szczęścia, z czystej, zwierzęcej radości zapiszczy toccatę i fugę demol na zwieraczach. Dla przypomnienia ogólny zarys imprezy podzielony jest na cztery etapy: Ameryka Południowa, Nowa Zelandia i Australia, Oceania, Azja. Każdy etap klaruje się w trakcie swego trwania na podstawie pewnych zdarzeń, impulsów i spontanicznych decyzji będących wynikiem - między innymi - rozmów z napotkanymi na trasie ludźmi. Żagle wypełnia wiatrem czas i przypadek.

Drugie spojrzenie

Dzisiaj Santiago przedstawiło się zdecydowanie od lepszej strony. Otulony trzydziestoma Celsjuszami snułem się po sennym mieście, które ewidentnie ma w sobie ukryty potencjał. Ponad standardowym wielkomiejskim chłamem pojawiają się rzeczy warte uwagi i odkrycia, których z powodu ograniczonego czasu nie było mi dane odkryć. Muzea (widziałem dzisiaj muzeum sztuki współczesnej), życie kulturalne, nocne, góry nieopodal... Pewnie długo by wymieniać. Za to - żeby nie popadać zanadto w zachwyt - na targu rybnym zjadłem 'Najgorszą zupę rybną świata'. Powinniśmy zaprosić tutaj media, które lubią taplać się w informacjach drastycznych, krwią ociekających, pełnych rzeczy odrażających, stawiających w ogniu pogranicza dobrego smaku.

Santiago

Pierwsze wrażenia z Santiago nie należą do optymistycznych. Folkloru tutaj na ulicach mało, świat zdominowany przez żądzę konsumpcji, przechodniów wizualnie zaczepiają piękne oczy witryn bankowych lub dużych sklepów galeriokształtnych. Gastronomię całkowicie przejęły fastfoody - nie widać na ulicach normalnych restauracji (choć nieliczne istnieją) - ludzie tłoczą się albo w międzynarodowych śmieciożernych sieciach, albo lokalnych podróbkach zmierzających do hoddogyzacji świata. Walkę o nabijanie brzuchów ludzi z kraju w kształcie papryczki czili wygrał hoddog i cukiernia. Pomiędzy gęstwą tegoż barachła od czasu do czasu znajdzie się jakaś restauracja. Wczoraj próbowałem dobić się do muzeum sztuki prekolumbijskiej. Niestety chwilowo jest zamknięte - otworzą je za rok, po zakończeniu remontu. Szkoda, inne muzea mnie nie kręcą, skoczę zatem na market rybny i będę szukał jakiś godnych form dwuwymiaru, które w bitach zamknąć mi przyjdzie.

Do dwoch razy znika

W Argentynie na dworcu atutobusowym gosciowi zniknal aparat. Coz, polozyl sprzet na ziemi i pakowal duzy plecak podczas procesu waporyzacji sprzetu wizualizacji dwuwymiarowej. Chile, ostre Chile, przywitalo nas ostrym sloncem i zrecznymi rekami, ktore w metrze wyiskaly maly plecak gosciowi. Plecak wyszedl, dokumenty lacznie z paszportem i kartami platniczymi wyszly, problem przyszedl. Przyszedl do tego samego goscia, ktory pozegnal sie dwanascie godzin wczesniej z aparatem. Tak, nieszczescia chodza trójkami - jedna przyczyna i dwa skutki.

Slowianski taliban

Druga w nocy, oczy sie zamykaja, jestesmy nieco zmuleni kilkoma godzinami jazdy w autobusie. Stoimy w kilku rzedach w strefie kontroli bagazu na granicy z Chile. Pomiedzy nami biega pies, duze bagaze wjezdzaja na tasme. Nagle ktos krzyczy: - Ten duzy plecak, czyj to? Zglaszam sie i podchodze do lady. - Co masz w tym plecaku, otworz. Czy masz jakies jedzenie? - Tak, suszone: liofilizaty i musli. - Na pewno tylko suszone? Pokaz mi! Wyciagam po kolei wymienione produkty. - Hm... Musli, tak. Suche jedzenie... Gosc stoi przede mna chwile, zastanawia sie, przerzuca kolejne liofy i sprawdza sklad. - No dobra. Mozesz isc. Blyskawicznie probuje spakowac trzydziestokilogramowy plecak, ludzie patrza mi na rece kiedy przekladam kolejne warstwy. Znowu ustawiaja nas w rzedach, nikt nic nie mowi, nie wiemy na co czekamy. W koncu gosc mowi: - Bagaze podreczne, torebki i inne rzeczy na tasme! Idziemy w kolejce do tasmy kazdy zostawia co tam ma pod reka. - Ten maly plecak, czyj to? Zgla

Jemy chili w Chile

Po krotkiej walce wewnetrznej i rozwazaniach dotyczacych planow na dzis, jutro i za pol roku doszedlem do wniosku, ze mendzenie w Mendozie do najlepszych pomyslow nie nalezy i za namowa Ksiecia ruszam w strone Santiago de Chile. Cala noc bujaki w autobusie, bedziem sie przez Andy przedzierac...

Skalny Straznik

Obraz
Bracia i Siostry, Skalny Straznik wpuscil i wypuscil. Jestesmy juz bepiecznie na dole. Bilans strat: jedna osoba w grupie dorobila sie jednoczesnie odmrozen i oparzen slonecznych na twarzy. Ja mialem delikatne odmrozenie pod krawedzia okularow na lewym policzku i sloneczna czerwien tam, gdzie nie nalozylem kremu. Cala impreza zajela 11 dni. Wspinalismy sie 9 dni razem z aklimatyzacja, na szczycie stanęliśmy 16 lutego roku pańskiego ostatniego, 10 dnia spadlismy do bazy zwanej plaza de mulas, 11 dnia wyszlismy z parku narodowego. Gora okazala sie najtrudniejszym szczytem, po ktorym do tej pory deptalem. Na pewno jest wymagajaca fizyczne i psychicznie - powiada sie, iz zawartosc tlenu jest tutaj tak niska, ze warunki sa porownywalne do osmiotysiecznikow. Jak lokalna wiesc niesie niektorzy aklimatyzuja sie tutaj przed Everestem... Przez wladze parku sezon zostal podzielony na trzy czesci. Kazda czesc ma inna cene. Sezon wysoki (mniej wiecej styczen) kosztuje 1000 dolarow, polsezo

Ruszamy w gore

Bracia i Siostry, Obecnie jestesmy w bazie Plaza de Mulas na wysokosci 4300 npm. Na razie wszystko w porzadku. Aklimatyzujemy sie i ogarniamy sprzet. Jestesmy pod stala opieka lekarska. W ramach permitu w poszczegolnych obozach sa lekarze, do ktorychy obowiazkowo musimy sie zglosic na badfanie cisnienia i saturacji. Jesli byloby cos nie tak, to lekarz zabronilby wyjscia w gore. Jak na razie ok. Wlasnie wrocilem z tegoz kolokwium i zaliczenie mam. He he. Pogoda niestety nam nie sprzyja. Wieje i ponoc z dnia na dzien bedzie coraz gorzej. Zatem probujemy dostac sie na szczyt przed zupelna kurniawa. Idea jest taka, ze nie idziemy na sile. Uderzamy do gory i obserwujemy co sie bedzie dzialo. Jak nas nie pusci, zwijamy obozy i wracamy do plaza de mulas. Plan. Nad nami sa trzy obozy. Dzisiaj ruszamy do Canada, rozbijamy oboz i zanosimy depozyt do Nido del condores, wracamy na noc do Canada. Nastepnego dnia przenosimy oboz do Nido i zanosimy depozyt do Cholera. Nastepnego dnia wbijam

Aconcagua

Jutro wyruszamy na najwyzsza gore Ameryki poludniowej. Zgodnie z planem na szczycie powinnismy stanac pomiedzy 16 a 20 lutego. Gryplan mozna ogladac tutaj . Bez odbioru. Trzymajcie sie cieplo, do zobaczenia...

Mendoza

Po przeroznych przygodach z bagazem, spoznionymi samolotami i radosna dezinformacja lotniskowa dotarlem do celu podrozy. Przebujlem jakies 13 tysiecy kilometrow i uswiadomilem sobie, ze w tym roku wystukalem juz prawie 25. Zaczynam sie przyzwyczajac do zycia na lotniskach w warunkach kulturowego kalejdoskopu. Mamy tutaj 4 godziny wczesniej niz w ojczyznie, czyli zyje w Waszej przeszlosci, Celsjusz panuje w trzydziestu egzemplarzach a w powietrzu grasuje wilgoc. Niezle wahania pogodowe funuje sobie w tym roku. W podrozy wystukuje termorytm: Zima w polsce - Tanzania (upal na dole, zima u gory) - zima w polsce - Argentyna (upal na dole, zima u gory). Spiesze rowniez z informcja, ktora rozwieje oszczercze pomowienia polskiej nacji, jakoby tylko ona klaskala po zakonczonym sukcesem ladowaniu. Pilot jest oklaskiwany rowniez w takiej Argentynie czy Kenii. Zweryfikowane osobiscie. Jak to ktos slusznie zauwazyl, gosc zbiera aplauz za wykonanie pracy zgodnie z podpisana przez niego umowa. C

Transportowe przygody

Poranek. Wybiegam z opoznionego o dwie godziny samolotu przeciskajac sie miedzy maruderami. Przepraszam i wyjasniam, ze mam zaraz nastepny samolot. Przy konroli paszportowej mijam kolejke i wbiegam do sali z tasmami serwujacymi bagaz. Staje i spokojnie czekam. Teraz nic nie moge zmienic - nic nie zalezy ode mnie. Piecdziesiat minut pozniej z kamienna twarza dalej wpatruje sie w tasme i czekam na swoj dwudziestotrzykilogramowy grat. W koncu wyjezdza. Biore dziada i ruszam do wyjscia. Zalatwiam bilet i wsiadam w busa, ktory ma mnie zawiezc na drugie lotnisko. Korki. No to ladnie, a zatem to juz fakt - spoznilem sie na samolot. - Dzien dobry. Samolot sie spoznil, nie zdazylem na nastepny. - Hm, ktos panu przebukowal bilet na godz. 10, ale z tego drugiego lotniska. Rece mi delikanie opadaja. - No to co, mam teraz wracac na to drugie lotnisko, z ktorego wlasnie przyjechalem? - No co pan, przeciez pan nie zdazy. - ... W zwiazku z problemami linii lotniczych spoznilem sie na przesia

Dookół światoła

Bracia i siostry, Jutro w południe ruszam z Warszawy do Argentyny. Cel - Aconcagua. Co będzie dalej - czas pokaże. A zatem rozpoczyna się impreza o kodowej nazwie Dookół światoła. Generalny gryplan obejmuje przejazd w jednym ciągu dookoła świata. Kierunek - zachodni. Czas - maksymalnie sześć miesięcy. Trasa: Europa - Ameryka Południowa - Nowa Zelandia - Australia - Oceania - Azja - Europa. Trzymać kciuki i uszy do góry!