Jedzenie w górach


Na dłuższą wycieczkę w góry potrzeba mnóstwa kalorii, które są lekkie (czyli celuj w suche rzeczy) i są dobrze ułożone: tłuszcz, białko i węglowodany, błonniki i inne.

Zazwyczaj podczas wyjazdów komponuję posiłki w ten sposób:
- rano w namiocie na śniadanie jem rzeczy wymagające gotowania (owsianka plus herbata)
- w ciągu dnia, w trakcie przerwy odpoczynkowej wciągam jakieś szybkie rzeczy nie wymagające gotowania (batony, żele, suchy prowiant)
- wieczorem, po rozbiciu namiotu gotuję (główny posiłek dnia - liofy lub kompozycje własne)

ŚNIADANIE
Na śniadanie jadam owsiankę robiona samodzielnie przed wyjazdem: pół objętości to zwykłe płatki owsiane, pół zasypu to orzechy i suszone owoce; można to podsypać mlekiem w proszku, cukrem, jako akcent smakowy używam też wiórków kokosowych - a przy okazji są kaloryczne, więc jest radość.
Dlaczego owsianka, czyli jej plusy dodatnie:
- To produkt super elastyczny. Jest suchy, więc lekki, można go jeść na sucho, z zimną wodą, z gorącą wodą. Zatem nawet jak nie będzie się dało ugotować wody, albo nie trafisz na żadne źródło po drodze, to możesz to jeść.
- Kolejny plus - ponoć z owsianki energia uwalnia się wolno i stabilnie, więc bardzo korzystnie dla długotrwałego wysiłku fizycznego. Ja na porannej porcji jestem w stanie jechać trzy-cztery godziny z plecakiem w górach.
- Warto również pamiętać o sprawach przyziemnych - owsianka ma dużo błonnika i innych elementów, które świetnie działają na układ pokarmowy i stabilizują mechanikę przepychania tego przez bebechy.
- No i, oczywiście - wiesz co jesz, bo sam robiłeś.

LUNCH
W ciągu dnia robię sobie krótkie przerwy i zazwyczaj wciągam coś, co nie wymaga gotowania. Najczęściej to baton proteinowego albo słodki. W mikro-przerwach wrzucam tez żele z węglowodanami. Daje to w miarę szybko kopa energetycznego, który powinien wystarczyć do większej kolacji wieczorem.

KOLACJA
Wieczorem po rozbiciu namiotu wciągam jakiś gorący kubek (to raczej jedynie na smak) i jako główny posiłek jem liofa. Dużo jest teraz do wyboru turystycznych pakietów liofilizowanych; ceny wciąż są wysokie, ale porcja na dzień waży około 120 gram, czyli płacisz trochę więcej, ale za to nosisz mniej.
Zamiast liofa można w sieci poszukać suszonych rzeczy do zalania wodą lub podgotowania, są też fajne firmy, które ostatnio wchodzą z tanią propozycją opcji wege w kubku papierowym do zalania. Kupujesz dwa takie pakiety na jeden dzień, powinno w sumie wyjść około 15 złotych.
Jeśli w miejscu, w którym trekuję nie ma opcji na wersję instant (np. jesteś w sklepie w Timorze Wschodnim i właśnie szukasz zaopatrzenia na wycieczkę w góry (to akurat historia prawdziwa)), to często biorę zwykły makaron, jedną zupkę typu gorący kubek (proszek służy do tego, żeby nadać smak) i coś do tego makaronu, np. małą puszkę fasoli, kukurydzy). W tym modelu jest więcej noszenia, za to trzeba wydać mniej kasy. No i jak nie ma zaopatrzenia w sklepach, to jedyny wybór.
Czasem biorę małe jednorazowe pakieciki z oliwą, którą wlewam do kubka po przygotowaniu żarcia. Bodaj po 10ml. Dobra opcja, żeby dobić kalorii bez zbytniego noszenia.

CO DO PLECAKA PER DZIEŃ

Podsumowując żarcie per dzień:
- 150 gram owsianki
- 150 gram liofa plus gorący kubek
- 100 gram w batonach
Czyli jeśli używasz suchych rzeczy, potrzebujesz około 400 gram per  dzień, co nam daje minimum 4 kilogramy żarcia na dziesięć dni...

PODSUMOWUJĄC

Jednakowoż cokolwiek weźmiesz, rzuć okiem na kalorie; żeby nie było, że super-hiper żarełko, ale za to mało energii.