Posty

Wyświetlanie postów z 2010

Noc

I rzekł Brat Xyva: ' Dzisiaj dowiedziałem się co to jest wiatr '. Staliśmy przytuleni do filara na samym szczycie góry, trzy cienie zanurzone w mroku nocy, osaczone wichrem, który porywał słowa z ust i unosił je daleko w przestworza. Na szczycie kamiennej osłony siedział Książę Ciemności i z uniesionymi do góry rękami śmiał się demonicznie złorzecząc niebu, a dźwięk jego pieśni konkurował z potęgą żywiołu. Po chwili odpoczynku ruszyliśmy przed siebie, w kierunku znajdującego się nieopodal wiatrochronu zbudowanego z luźnych kamieni. Moi towarzysze po kolei znikali w mroku nocy; miotane ogłuszającym wiatrem wielkie czarne pająki - małe wobec matki natury czteropełzaki, wczepione wszystkimi kończynami w nierówności terenu. noc tę poświęcam pewnemu dobremu człowiekowi, który od wielu już lat wspina się w górach wieczystych

Babia Góra

Jadę dzisiaj w nocy na spotkanie z Księciem, deptanie przy świetle księżyca na Babią Górę. Szturm nocny i powrót wczesnym rankiem do Królewskiego Stołecznego Miasta Krakowa.

Zażółć gęślą jaźń

Alleluja, znowu spoglądam na rzeczywistość diakrytycznie. Na najbliższych dniach planuję posprzątać bloga, usunąć wszystkie błędy, zarówno te ortograficzne jak i stylistyczne, no i - oczywiście - dodać polskie znaczki :-)

Pieśń na wyjście

Impreza ma się ku końcowi, rozpoczynam dzisiaj długi odwrót w stronę cywilizacji, do odartej ze znaczeń codzienności, naznaczonej tęsknotą za przestrzeniami, po których dane mi było stąpać. Z Księciem Ciemności pożegnaliśmy się bez slów. Długo patrzyliśmy sobie w oczy, potem powoli rozsypał się jak figura z piasku pochłonięta przez wiatr pustyni. Znikał w pustce stabilizującej się rzeczywistości powracającej do swojej standardowej trójwymiarowej struktury. Będzie mi go bardzo brakowało. Poszukam go w tarczy księżyca nad Babia Górą, w zapachu ogniska rozpalonego gdzieś w Beskidach, kiedy uda mi się wydrzeć z codzienności, choć na chwilę zawiesić rzeczywistość na kołku i wyruszyć w trasę... Bedę patrzył. Może Książę przemknie gdzieś tam w oddali, łypnie w moją stronę czarnym okiem, odgrzeszy na chwilę świat... Tak, poszukam go, chociaż z biegiem lat coraz trudniej go w sobie odnaleźć. Dziękuję wszystkim, którzy poświecili swój czas na czytanie moich opowieści. Było diabelnie subiekty

Wielkomiejski gawiedziowstręt

Dotarłem do Stambułu. Metropolia jest przerażająco droga i przerażająco europejska. Do tej pory jestem zszokowany, gdyż ponieważ od dwóch miesięcy nie widziałem tylu spasionych białych ryjów nagromadzonych na tak malej przestrzeni. Przyznam, ze nie za dobrze się tutaj czuje, w tym tłumie uruchamia mi się zaawansowany gawiedziowstręt. Wszyscy dookoła pięknie ogoleni, wyprasowani, wyprani, przyjechali liznąć trochę orientu. I liżą tego orientalnego loda, zapominając odwinąć go wcześniej z papierka. Liżą aż do kości, a papka z rozmoczonego papieru i polodowa breja spływa im po rękach. Po autobusowej lekturze 'Turcja w 24 godziny nie tylko dla orłów' zabrałem się za pozycję 'Stambuł w 4 godziny tylko dla parasolek'. Odwiedziłem Aya Sophia i Blue Mosque. To wystarczy, w zupełności wystarczy. Wystarczy. Czuję się rozgrzeszony i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku turystycznego uderzam na lotnisko. Chyba w najbliższym czasie nic mnie nie przyciągnie do tego miasta. Prz

Piąty jeździec

Jeśli już o powrotach mowa, to zapraszam do lektury pewnego komiksu: Piaty Jeździec Rysunki : artysta znany i uznany pod pseudonimem otusiunio . Scenariusz : radhadi, czyli autor tego bloga.

Plany powrotu

Bracia i Siostry, Niniejszym czas mojej wędrówki dobiega końca. W związku z tym ze smutkiem informuję, że nakreślono już ogólny schemat mojego powrotu, który będzie delikatną bujaką z ogólnym kierunkiem ustalonym na Królewskie Stołeczne. Raczej nie mam już więcej głupich pomysłów, bardziej nastawiam się na chillout. Jutro jadę z Silopi do Stambułu. W autobusie, który przewlecze mój zewłok na trasie ponad 1200 km spędzę jedną dobę słuchając muzyki i czytając przewodnik pod tytułem 'Turcja w 24 godziny nie tylko dla orłów'. Pojutrze w nocy wylatuje ze Stambułu i zahaczam delikatnie o Amsterdam. Zamierzam dotrzeć do Królewskiego Stołecznego w sobotę, dnia 18 września, roku pańskiego 2010, o godzinie 1630. Transparenty, czarne dywany, okrzyki mniej lub bardziej obraźliwe mile widziane. To była pierwsza impreza z biletem w jedna stronę. Mam nadzieje, że nie ostatnia.

Irak - zakończenie

Bracia i Siostry, No i wyjaśniło się co oznaczało opisane w jednym z postów 'bujanie się przez kilka dni na południu'. Pojechałem do Iraku, czyli za południową granicę Turcji. Bóg (można sobie wybrać dowolnego) mi świadkiem, iż kiedy rozmyślałem co by tu zrobić z ostatnimi dniami mojej wyrypy, przeszło mi przez głowę, żeby jechać do Kapadocji. Ale jak zacząłem niemrawo się pakować, Książę Ciemności stanął z założonymi rękami w rogu pokoju i spode łba łypał na mnie swym czarnym okiem nieprzeniknionym. Zaiste, ta cisza była przerażająca. Wreszcie rzucił krótko " Ale z ciebie parasolka. Tak, już nawet nie parasol, tylko parasolka. Pa-ra-sol-ka! ", po czym rozpłynął się wolno w powietrzu. No i stało się. Kapadocję natomiast zostawię sobie na emeryturę. Oczywiście, jeśli dożyję. Wprawdzie jeszcze nikt nie przystawił mi kałasznikowa do głowy, ale jak to zgrabnie ujęła pewna pani doktor z jednego z dużych polskich uniwersytetów: "Panie Jakubie, przy pana trybie życi

Lalish

Lalish to mała wioska nieopodal Dohuk, w której znajduje się centrum jazydyzmu, takiej synkretycznej religii charakterystycznej dla Kurdystanu. Dojechałem tam z taksówkarzem, który po pierwsze nie wiedział gdzie ma jechać, po drugie cala drogę opowiadał mi o zdjęciach, które oglądałem na jego telefonie (oczywiście mówił po kurdyjsku, bo angielskiego nie znal), po trzecie w drodze powrotnej kupił sobie piwo i żłopał je trzymając w międzyczasie butelkę między nogami. Ręce miał zajęte kierownicą. Pol Kurdystanu próbowało mi nagrać tę wizytę. Zaczęło się od jednego chłopaka w autobusie z Suleymanii do Erbilu. Znal dobrze angielski, wiec trochę pogadaliśmy. Powiedziałem mu, że zależy mi na wyjeździe do Lalish. Okazało się, że on z kolei ma jakiś znajomych jazydów. Zadzwonił do nich i zdalnie rozhulał machinę organizacyjną informując, ze jakiś białas do nich się wybiera. Ja w międzyczasie kupiłem kartę sim i rozpoczął się taniec telefoniczny. Wykręciłem numer do kolegi mojego rozmówcy (był

Suleymani

Do Suleymani dojechalismy autobusem. Chyba niedawno otworzyli polaczenia, bo relacje z poprzedniego roku jeszcze mowily o taksowkach jako jedynych mozliwych srodkach transportu. Ciesze sie z tego bardzo, bo udalo nam sie podrozowac z ludem, podejsc blisko i zobaczyc jak to wszystko wyglada. Zza szyby klimatyzowanej taksowki, ze sztucznie wygenerowanego swiata pasujacego raczej dla bogatych to sie nie moze udac. Kiedy jest zbyt latwo nie zobaczysz nawet ulomka tego, co sie naprawde w kraju dzieje. W hotelach czekal na nas znowu ten sam nieprzyjemny taniec. W zwiazku ze swietami praktycznie wszystko pozajmowane. Jedyne miejsce, ktore udalo nam sie znalezc po prawie godzinnych poszukiwaniach okazalo sie nieprzyjemna nora (jedno dwuosobowe, porzucone na betonie lozko, ja musialbym spac na ziemi), za ktora gosc chcial 25 dolarow od bialego lba. Troche poczulismy sie zrezygnowani. Po krotkim odpoczynku (tutaj temperatury siegaja 35 i wiecej stopni, co czyni spacer z dwudziestokilogramowymi

Erbil

To byl jeden z bardziej szalonych dni w moim zyciu. Najpierw przejechalem z para przypadkowo poznanych Czechow przez pol irackiego Kurdystanu, a potem w samym centrum miasta palilismy nargile otoczeni dziesiatkami (sic!) turystow z Bagdadu, ktorzy chcieli z nami zrobic sobie zdjecie. Ludzie podchodzili, rozmawiali, czesc robila fotki. W pewnym momencie tlum zrobil sie tak gesty, ze pomyslalem, ze czas juz na nas, ze trzeba zwijac manatki, bo wzbudzilismy zbyt duze zainteresowanie... Ciekawi mnie niezmiernie co ci ludzie sobie mysla o takim indywiduum. Robia zdjecie z jakims obszarpancem z Polski, ktory ma na sobie niemal dziesiecioletnia, podziurawiona przez czas i przeciwnosci losu koszulke z olbrzymia pacyfa, prowadza ozywione dyskusje na migii, generalnie okazuja sympatie. A tymczasem - o ile mi wiadomo - nasza armia niezle narozrabiala w Bagdadzie i okolicach, wiec mam mieszane uczucia co do mozliwych motywacji naszych rozmowcow. Ale staralem sie byc mily i kilka fotek pozwolilem

Dohuk

Iracki Kurdystan przywital mnie dzieciakami, ktore wywalily w powietrze kosz na smieci. Wychodze sobie spokojnie z kibla i widze stojacego w korytarzu rozesmianego dzieciaka, ktoremu na moj widok zrzedla mina. Zaczal machac gwaltownie rekami i krzyczec 'Mister, mister, no!'. Wiedzac co sie swieci schowalem sie za bezpieczny rog i... bach!, petarda wrzucona do kosza eksplodowala z glosnym hukiem. Mlodzi ludzie tutaj ubieraja sie przezabawnie. Maja swoj styl, ktory u nas mozna by u nas nazwac metroseksualnym. Faceci ubrani w kolory typu fiolet, roz, obcisle ciuchy, lub spodnie od dresu. Duzy poziom pstrokatosci, generalnie zaznaczona wyrazna koncepcja w obszarze mody. Starsi nosza tradycyjne stroje kurdyjskie. Na bialasow patrza wyraznie zaskoczeni, chociaz po kilku latach przyzwyczaili sie do znikomego, ale jednak istniejacego ruchu turystycznego. Czesc ludzi probuje zagadac, ale wiekszosc patrzy tylko z oddali usilujac ukryc swoje zainteresowanie. Trzymaja dystans, wygladaj

Irak

Mijalismy plonace szyby naftowe, na bezdrozach tanczyly miniaturowe traby powietrzne, zamykajac w zakletym kregu piasek pustyni. Droga przemykala pod stopami, a ja bujalem przez polnocny Irak na Muzyce Fruwajacej Ryby. Iracki Kurdystan - polnocna czesc Iraku - to autonomiczny region, ktory ma swoj wlasny rzad, ale podlega bezposrednio pod Bagdad. Jest to teren zamieszkaly przez ludnosc kurdyjska i w porownaniu z reszta kraju - bezpieczny. Cala poludniowa linia tego obszaru jest pilnowana przez armie i stanowi cos w rodzaju osobnej granicy. Kurdowie to ponoc najwiekszy narod bez wlasnej ziemii. Jest ich okolo 40 milionow i zyja na pograniczu czterech krajow: Syrii, Iraku, Turcji i Iranu. Do tego jest liczna diaspora rozsypana po calym swiecie. To przyjemny, mily, acz mocno zdystansowany narod. Oczywiscie w porownaniu do innych narodow tej klasy, z ktorymi mialem przyjemnosc wejsc w interakcje. Zeby wjechac w ten teren nie potrzebujemy wizy. Na granicy dostaje sie pieczatke, kt

Poludniowa Turcja

Bracia i siostry, Przemiescilem sie do Van. Z jednej strony bardzo fajne miasto. Z drugiej storny chyba jakies zamieszki tudziez niepokoje spolczene sie tutaj zaczely, gdyz poniewaz zostalem zagazowany na jednym z bazarow i chcac nie chcac uronilem lze (niejedna). Widzialem plonacy ogien i krzyczacych cos aglutynacyjnych. Niestety nie mam zielonego pojecia o co moze chodzic, poniewaz z aglutynacyjnymi sie nie dogadam z powodu brakow jezykowych. Sprobuje spytac w hotelu - tam jeden z nich paszczowo klikal po angielsku. Czytam tez wiadomosci z regionu... Tymczasem znikam na jakis czas - pobujam sie na poludniu, najprawdopodobniej nie bede mial dostepu do netu. Wracam do cywilizacji za jakies piec dni. Trzymajcie sie cieplo, do zobaczenia po tej lub tamtej stronie.

Wyslij truposza na koniec swiata

Niniejszym otwieram konkurs na dalsza trase. Kazdy, nawet najbardziej absurdalny pomysl bedzie brany pod uwage. Jesli przychodzi ci cos ciekawego do glowy, wpisz to w komentarz, wszystkie chwyty dozwolone. Obecnie jestem we wschodniej Turcji. Zapewne czesc z was juz sie zorientowala, ze dla Araratu poswiecilem wyjazd do Tadzykistanu. Nie zdaze zalatwic wizy, wiec nie uda mi sie tam poleciec... Lza. Zatem mozna mnie wyslac do dowolnego miejsca na swiecie, pod warunkiem, ze wize zdobede na lotnisku...

A'psik

Ararat

Obraz
Wejscie na Ararat trwalo trzy dni. Dolaczylem do czternastoosobowej grupy z Iranu korzystajac z posrednictwa jednej z lokalnych agencji. Nie mialem innego wyjscia, bo teren gory jest teoretycznie zamkniety i pilnowany przez armie turecka - zeby tam wejsci trzeba miec permit. Wprawdzie nie ma tam posterunkow, ani check-pointow, ale nie chcialbym eksperymentowac z armia turecka na pograniczu z Armenia (tluka sie o ten teren). Problem z rzeczonym permitem polega na tym, ze formalnie procedura jego wystawienia trwa trzy tygodnie. Spiesze z informacja dla tych, ktorzy skorzystali juz z kalkulatora i uswiadomili sobie, ze nie mialem trzech tygodni do dyspozycji, iz popyt rodzi podaz - ludzie chca permitow, wiec znalezli sie tacy, co te permity sprzedaja. Innymi slowy kwitnie tutaj czarny rynek pozwolen. Dziala to tak, ze koles z agencji, w ktorej usilujesz sobie zalatwic wyjscie na gore ze smiertelnie powazna mina mowi, ze zalatwi Ci permit w ciagu jednego dnia jesli skorzystasz z jego

Barka Noego

Bracia, Siostry i pozostali, Wieść niesie, że Noe zaarkował barkę w miejscu dla inwalidów. Parking zwie się Ararat. Jadę obadać. Trzymajcie kciuki, żeby nie padało, bo jak nie znajdę Arki to żarty się skończą.

Galeria

Bracia i Siostry, Po ciezkich bojach, trudach i znojach; ofierze krwi, potu i lez udalo mi sie udostepnic chaotycznie wybrane zdjecia z biezacej wyprawy. Przepraszam, ze takie niewywolane - przychodza do was prosto z puszki, po przerobieniu i zmniejszeniu przypadkowo zainstalowanym programem graficznym. Posprzatam to wszystko jesli bedzie mi dane. Tymczasem prosze o wyrozumialosc, bo oralem nad tym kilka godzin w jednej z kafei Dogubeyazit. Ok, probe wzbudzenia litosci i wspolczucia mamy juz za soba, wiec proponuje przejsc od slow do czynow. Bracia i siostry, oto Galeria Chaosu . Pozdrawiam, Truposz.

Iran - zakonczenıe

A wıec stalo sıe, wyjechalem dzısıaj z Iranu. Spedzılem tutaj trzy wspanıale tygodnıe, przejechalem okolo 5700 kılometrow, odwıedzıelm wıele cıekawych mıejsc, spotkalem duzo dobrych ludzı. Wiele dobrych rzeczy sıe wydarzylo, a zlych ı tak nıe pamıetam. Tak, bedzıe mı tego mıejsca brakowalo... opuszczalem kraj ze scısnıetym gardlem.

Jest rzecz

Rzecz o Iranıe...   Rzecz o ruchu ulıcznym Przewodnıkowe legendy powıadaja, ze w Iranıe na ulıcach dzıeja sıe straszne rzeczy. W pewnym stopnıu jest to racja, ale wg mnıe to stwıerdzenıe jest mocno przesadzone. I tutaj mamy dwıe mozlıwoscı: albo po pobycıe w Indıach jestem juz calkowıcıe znıeczulony ı raczej nıewıele nowych pomyslow na drodze jest w stanıe mnıe zaskoczyc, albo Iran tam mocno sıe zmıenıl w przecıagu ostatnıch dwoch lat. Nıemnıej jednak ruch jest olbrzymı, samochody albo pedza na zlamanıe karku, albo tkwıa w gıgantycznych korkach. Przejscıe przez ulıce wymaga zımnej krwıı ı nıe lada odwagı. W Teheranıe mıeszka okolo 16 mılıonow ludzı (ofıcjalnıe) ı jezdzı 3 mılıony samochodow*, wıec zartow jest bez. Na czterech pasach mıescı sıe co najmnıej pıec rzedow samochodow, bo kıerowcy maja alternatywne podejscıe do znakow pozıomych, mıedzy tym zasuwaja motocykle, od czasu do czasu rowery ı wozkı o towarowe. Przechodzenıe przez jezdnıe jest podobne do starej gry komputerowej, w

Rozmowki iranskie

Hello mister, thank you, I love you! W Iranie ze znajomoscia jezykow obcych roznie bywa... Wyglada na to, ze narod wlasnie uczy sie jezyka angielskiego. Mlodzi ludzie generalnie cos tam znaja, sporadycznie zdarzaja sie i tacy, ktorzy mowia bardzo dobrze. Ale zasada jest taka, ze w wiekszosci miejsc trzeba sie dogadywac raczkami, na pazurki. I od przyzwoitosci niewerbalnego rozmowcy zalezy rezultat tej wspolpracy. Czasami zdarzaja sie sytuacje dosc zabawne. Np. w teahousie podchodzi do ciebie mlody czlowiek, wyciaga reke i chcac sie przywitac ze smiertelnie powazna mina mowi: 'Thank you'. Na ulicach autochtoni krzycza za bialasami 'Hallo', machaja rekami, czasami narazajac zycie, poniewaz wlasnie na zlamanie kartu pedza na motorze i zblizaja sie do czerwonego swiatla. Bywaja i tacy, ktorzy krzykna 'I love you'. Dla nas dziekowac tylko bogu, ze nie jest to jezyk toniczny. Mozna wydukac cos ze slownika i goscie zrozumieja w czym rzecz. W Chinach to nie dziala.

W strone Araratu

Bracia i siostry, Jestem juz w Teheranie. Generalny gryplan na nastepujace dni jest nastepujacy. Dzisiaj w nocy jade do Tabriz. Jutro postaram sie przkroczyc granice turecka. Moim nadrzednym celem w Turcji jest Ararat. Czekaj mnie problemy biurokratyczne (to teren zmilitaryzowany (czy jak to tam sie nazywa), strefa sporna, wiec trzeba miec pozwolenia od armii oraz przewodnika), pogodowe (zbliza sie wrzesien i koniec sezonu) oraz kondycyjne. Za duzo zmiennych w tym rownaniu... Pozdrawiam, qba.

Skarbiec

W Teheranie wybralem sie do skarbca - muzeum bizuterii znajdujacego sie w podziemiach jednego z bankow. Wygladalo to dosc imponujaco - sala ochraniana przez kilkunastu ludzi, olbrzymie drzwi, przytlumione swiatlo... Ksiaze Ciemnosci usiadl na Pawim Tronie* i zadumany patrzyl na nasze lepkie, turystyczne spojrzenia slizgajace sie po oblych krawedziach klejnotow, od ktorych uginaly sıe polki w gablotach. Zwıedzanıe go nie interesowalo, widzial na wlasne oczy jak to wszystko powstawalo i jaka mialo historie; wiedzial, ze te swiecidelka ciezkie sa od lez... * To nie jest TEN Pawi Tron, inny egzemplarz o tej samej nazwie, ale zupelnie innej historii

O dzganiu Allaha w brzuch

W Iranie odwolanie sie do Allaha jest stosowane jako grozba ostateczna, forma ostrzezenia, ze Bog patrzy i widzi. W sytuacji spornej pokazuje sie wymownie palcem wskazujacym na niebo i wypowiada imie Boga. Po ponad trzech tygodniach podrozowania wynik meczu jaki rozgrywam z Persami w tej dyscyplinie wynosi 1:1. Ja powolalem sie na Allaha raz, gdy jeden z taksowkarzy po dowiezieniu mnie na miejsce podniosl ustalona wczesniej cene. Zaplacilem tak jak uzgodnilismy, jak zaczal sie awanturowac wskazalem palcem na niebo i zamknalem drzwi samochodu. Dyskusja sie skonczyla, choc palec zapewne nie byl tutaj kluczowym argumentem. Po prostu kierowca nie mogl zostawic samochodu na srodku skrzyzowania. Z kolei pewien brodaty Pers pogrozil mi palcem, gdy za mocno wytargowalem cene taksowki. Kiedy wysiadlem i zaplacilem ustalona kwote, Pers wzniosk palec ku niebu, oczy mu zaplonely i krzyknal: - No money, no good, no problem, HA! Po czym wyprostowanym paluchem dzgnal wymownie blizej nieokresl

Kashan

Bracia i Siostry, Dotarlem do miejscowosci Kashan (polaczenie z Tabas do Esfahanu, przesiadka do Kashan). Zamierzam tutaj spedzic okolo jednego dnia, jutro jeszcze mala wioska w gorach i wracam do Teheranu. Przygoda w Iranie powoli sie konczy. Pozdro, qba.

Piwo

W Iranie?! Hue hue, ubawilem sie setnie.

Oaza

Wbilem sie w akwen cieszac sie jak dziecko. Tymczasem Ksiaze Ciemnosci unosil sie nad powierzchnia wody ze splecionymi nogami i w trojwymiarze odtwarzal ze stuprocentowa dokladnoscia bitwe pod Salamina. Plywalem w kretym wawozie, ktorego sciany byly odlegle na wyciagniecie reki, a nade mna decydowaly sie losy miniaturowych mocarstw... *** Z Yazdu pojechalem na polnocny-wschod, do Tabasu, miejscowosci, z ktorej chcialem wyruszyc w kierunku oazy zwanej Ezmirghan. Jedyny mozliwy transport wyruszal o godzinie 20, a zgodnie z obliczeniami do celu powinienem dotrzec okolo 4 rano, co oznaczalo nocne, ale niezbyt dlugie czekanie na pierwszy autobus przesiadkowy lub takse. Ale jak to z Azja bywa, czasy bywaja roznie podawane... Przygoda nie mogla byc za latwa i zostalem wysadzony z autobusu w srodku krainy nigdzie, na jakims opustoszalym rondzie o godzinie w pol do drugiej w nocy. Do miasta daleko, dworca autobusowego niet, zabudowan niet. Coz bylo robic. Rozbilem sie gdzies w krzakach, b

Ksiezniczka

Siedzialem na dachu hostelu okupowanego przez Persow i palilem fajke wodna z Tara, Ksiezniczka rodem z Basni Tysiaca i Jednej Nocy, ktorej uroda rzucila mnie na kolana i wyryla kilka rys na kamiennym sercu. Przycupnelismy na jednym stole* i bez slow, pod pelnym ksiezycem chlonelismy chwile. W Iranie! Ksiaze Ciemnosci usmiechajac sie szeroko stal z zalozonymi rekami na dachu sasiedniego budynku. Wyczul naruszenie zasad protokolu, a wokol jego glowy wszystkie grzechy ludzkosci rozpoczely upiorny taniec wijac sie nad rozpalona grzywa. Kiedy ruch osiagnal punkt kulminacyjny, Ksiaze Ciemnosci skoczyl przed siebie; plynal przeskakujac z dachu na dach, ciagnac za soba warkocz upleciony z esencji zla. Swiat - odgrzeszony - na chwile stal sie lepszy. Ostatni raz wydzialem go jak znikal za jednym z minaretow; o ile go znam siedzi teraz zadumany wewnatrz jednej z Wierz Milczenia, na granicy zycia i smierci, wsrod cienkich, dymem smuzystych linii oddzielajacych 'teraz' od 'nigdy

Jazda-Na-Yazd

Obraz
Z Shahdadu wydostalem sie wczesnym rankiem i rzucilem sie w strone Kermanu, gdzie zamierzalem zlapac autobus do Yazdu. W Kerman, zanim zdazylem wysiasc z taksowki, podbiegl do mnie jakis Pers i od razu zagail, 'co tam slychac', 'skad jestes', tego typu standardy. Troche sploszony myslalem, ze to jeden z wielu naganiaczy lub taksowkarzy, ale okazalo sie, ze jest to wlasciciel lokalnego sklepu i po prostu chce troche pogadac po angielsku z obrzydliwie biala i przy okazji nieprzyzwoicie zarosnieta geba. Zaprosil mnie na herbate i sniadanie, a widzac moje wahanie od razu rzucil 'I don't want your money, just come if you want a breakfast'. Coz bylo czynic, glodny i zadny teiny zaproszenie przyjalem. W ten oto sposob cale przedpoludnie palilem fajke wodna, pilem herbate, rozmawialem ze sprzedawca mebli, panem Sohrabem. Bylo nad zwyczaj przyjenie. Wymienilismy sie adresami mailowymi, mam nadzieje utrzymac przez jakis czas ten kontakt... Do Yazdu, pustynnej

Pustynia

Do Kerman dotarlem wczesnym rankiem, od razu ruszylem do miejscowosci o nazwie Shahdad. Nie jezdzi tam zaden normalny transport, musialem korzystac z tzw. savari. Troche bylo czekania, ale lokalsi sie mna zajeli i pokazali gdzie trzeba posadzic swoje zmordowane podroza cialo i... wykazac sie cierpliwoscia. "Asia time" w pelnym tego slowa znaczeniu: nie wiemy kiedy cos pojedzie, ale dzisiaj pojedzie na pewno. W Shahdad znalezienie transportu na pustynie zajelo troche czasu. Najpierw targowalem z pewnymi mlodymi ludzmi, ktorzy nie chcieli za bardzo targowac, potem probowalem dogadac sie z taksowkarzami, ale to gorsze diabelstwo niz mafia. Ksiaze Ciemnosci chcial im lby pourywac, ale rzucilem mu troche czerwonego miesa i sie opanowal. Tymczasem zaczela sie sjesta i wszystko zostlo pozamykane, a miescina sie wyludnila. Snulem sie markotny po opustoszalych ulicach, kiedy podszedl do mnie pewien jowialny czlowiek i spytal jaki mam problem. Po krotkiej dyskusji zostalem zaproszony

Rzecz o jedzeniu

- Dzien dobry, co pan sobie zyczy? - A co pan poleca? - Mamy: Wysmienicie Niedoprawiony Kebab albo Nad Wyraz Niedoprawiony Kebab. - Poprosze w takim razie egzemplaz Wysmienicie Niedoprawiony, wczoraj juz jadlem wersje Nad Wyraz Niedoprawiona. - Oczywiscie, nie bedzie pan zalowal, nie znajdzie pan bardziej niedoprawionego kebaba w miescie.

Bandar Abbas

Na poludniu, co jest nad wyraz uciazliwe, miedzy druga a piata trwa sjesta. Zamykaja centra handlowe, sklepy, koscioly (ktorych tutaj i tak nie ma, ale jakby byly, to by je zamkneli na glucho) i ida lezec brzuchem do gory ignorujac potrzeby zadnych dostepu do swiata turystow. W zwiazku z tym o godzinie drugiej znalazlem sie w dosc niewesolej sytuacji, kiedy pewien mlody czlowiek wyprosil mnie z kawiarenki internetowej obiecujac, ze juz po trzech godzinach wroci. Usiadlem na lawce przed kawiarenka i zaczalem czytac przewodnik analizujac mozliwosci dalszego transferu na polnocny-wschod tego dosc obszernego kraju. Nie minelo kilka minut jak wrocil chlopak z kawieraneki z tekstem: 'Musisz byc bardzo glodny' i wreczyl mi pakiet zywosciowy z soku i batonow zlozony. Potem spedzil ze mna kilkadziesiat minut rozmawiajac o Iranie, moich planach, zyciu i tym wszystkich, o czym standardowy Pers rozmawia ze standardowym Polakiem. Dookola zebrala sie grupa jego kolegow i jeden z nich zaprosi

Poludnie

Jechalismy na poludnie az nam sie Iran skonczyl. Wyladowalismy w miejscowosci Bandar Abbas, skad na pokladzie tzw. speed boat przetransportowalismy sie na wyspe Homoz. Stwierdzam, ze Zatoka Perska zostala wplaw poplynieta, co zwieksza kolekcje poplynietych rzek i morz. Przejazd speedboatem to prawdziwa przygoda. Goscie pedza po falach mala lupina, ktora zadziera dziob niemal w samo niebo i odbija sie od wody jak mala pilka. Na tejze lupinie siedzi kilka osob i probuje utrzymac rownowage. Podczczas tej imprezy wpilem sie pazurami zarowno rak jak i stop w zalamania lakieru na pozbawionej uchwytow lodce tworzac w ten sposob zludzenie rownowagi. Nasza lajba pedzila po falach zaliczajac znaczace fazy lotu. Kilka razy kocertowo przypunktowalismy kinetycznie w powierzchnie wody, Matka Ziemia zbyt mocno nas przytulila (w tej zabawie to my bylismy zabawka), na co moj kregoslup odpowiedzial piskliwym szczeknieciem bolu. Generalnie mialem wrazenie, ze jestem pileczka pingpongowa, ktora ktos

Na poludnie

Bracia i siostry, Ruszamy z Ksieciem Ciemnosci na poludnie, do Bandar Abbas. Slonce zamieni nas tam w pozbawione wody wiory, nedzne resztki czlowieka. Zamierzamy spedzic jedna noc na plazy na wyspie zwanej Hormoz, potem wracamy na polnoc do Kermanu i Yazdu.

Persepolis

Bracia i Siostry, Dotarlismy do Sziraz, miejscowosci nieopodal Persepolis. Spedzilismy wczoraj przemily dzien na patelni, smazeni przez nieublagane slonce, spacerujac pomiedzy kolumnami palacu starego imperium. Ciekawe doswiadczenie - zobaczyc to, o czym sluchalem jakis czas temu na wykladach. Podczas powrotu zahaczylismy o grobowce Cyrrusa, Dariusza i Xerxesa. Pozdro, qba.

Chce byc wolny

"Ja chce byc wolny. Chce zyc w wolnym kraju i robic to na co mam ochote. Oni mowia mi nie rob tego, nie rob tamtego. Jestem w najlepszym okresie swojego zycia. Ja chce byc wolny." Dlugowlosy Pers, sierpien 2010.

Zmiany, zmiany, zmiany

Wyglada na to, ze Iran dynamicznie sie zmienia. Zapisane w przewodniku dane sa juz nieaktualne. Tradycyjne teahouse'y, gdzie mozna wypic herbate i zapalic fajke wodna sa juz pozamykane, natomiast ich miejsca zajmuja nowoczesne sklepy zawierajace wszelkiego rodzaju kopie i nie tylko kopie marek znanych i uznanych wsrod przedstawicieli skomercjalizowanego spoleczenstwa. W samym Iranie chyba sie gotuje, a system jest rozsadzany od srodka pod naporem wewnetrznego cisnienia. Prawie kazdy uprawia tutaj polityke. Ludzie pytaja nas o stosunek do iranskiego rzadu, co myslimy o kodeksie dotyczacym zachowania i ubioru, co sadzimy o prezydencie. Mlodzi dosc otwarcie pozwalaja sobie na krytyke. Ten stan nie moze sie zbyt dlugo utrzymac. Czyzby odpowiednik naszych lat osiemdziesiatych?

Esfahan

Obraz
Lezalem na podlodze uslanego dywanami meczetu i obserwowalem misternie zdobiona kopule. Wisialem w pustce, zawieszony pod bezmiarem ornamentu. Nie bylem sam, ale nikt nie pojawial sie w polu mojego widzenia. Slyszalem zwielokrotnione przez echo glosy ludzi i buszujacych w azurowym sklepieniu ptakow. Rytmiczny szmer, rytmoszmer, swiadectwo obecnosci. Do Esfahan dotarlismy z Deimianem poznym wieczorem. Ulokowalismy sie w hotelu (nie omieszkalismy sie potargowac) i poszlismy na krotki spacer po miescie. Powiadaja, ze to najpiekniejsze miasto Iranu. Ja mialem wrazenie, ze dotarlem do iranskiego odpowiednika Samarkandy, ale zbudowanego w nieco mniejszej skali. Taki to swiat, dyfuzja idei, powielenie istniejacego. Pytanie, w ktora strone. Miasto jest przyjemne, chociaz nie zaparlo mi tchu w piersiach. Moze dlatego, ze juz widzialem tego typu architekture, moze dlatego, ze czterdziesci pare stopni w cieniu plus ramadanowy glod zmniejszyly moj turystyczny entuzjazm. Kto wie... Faktem je

Skrajnosci

Iran latem... Jeszcze przedwczoraj o poranku, na Demavandzie, dobijalem sie do wody przez gruba warstwe lodu. Dzisiaj jestem w czterdziestostopniowym upale. A bedzie jeszcze gorzej. Spadam z Teheranu prawie tysiac kilometrow na na poludnie, do Shiraz. Tam wszelkie zarty sie skoncza...

Cortazar

Wieczorami odkladam na chwile opowiadania Cortazara, wsluchujac sie w spiew muezina, snujaca sie wstege opowiesci muzycznej, chwilowa wibracje rzeczywistosci, moment zawieszenia wszelkich obowiazkow. Przeczytane opowiadania pozostawiam za soba porzucajac pomiete kartki w hotelach. W ten sposob dzien po dniu rozpoczynam te sama ksiazke, gdzie tuz za okladka czeka mnie nieznane...

Dni ostatnie pisklaka

Bracia i Siostry, Z przykroscia stwierdzam, ze moj pisklak, muzyczny generator, jedyny towarzysz podrozy i prawdziwy przyjaciel przeniosl sie do krainy wiecznych lowow. Po raz ostatni dal glos i podczas nagrywania nowej porcji muzyki wyzional ducha. Prosze o nieskladanie kondolencji. P.S. Kupilem juz nowy sprzet, ktory zupelnie nie dorasta do piet swojemu poprzednikowi.

Glod

Ramadan w Iranie oznacza glod. W ciagu dnia nie pracuje praktycznie zadna znana mi restauracja, niektore sa zamkniete nawet wieczorami, po zachodzie slonca. Mozna od czasu do czasu znalezc otwarty sklep spozywczy, ale nie jest to regula. Z jednego przybytku, gdzie diabel kusil jedzeniem, chcieli nas wyprosic, gdyz poniewaz otworzylem kupiona przed momentem wode ;-). Zeby zachowac sprawiedliwosc, nalezy powiedziec, ze byla wyjatkowa sytuacja, bo Kserksesy praktycznie nie zwracaja uwagi na nasze zwyczaje zywieniowe i akceptuja picie i jedzenie w ciagu dnia. Wniosek z tej przygody jest wykluty co nastepuje: o zaopatrzeniu zywnosciowym w Iranie trzeba pamietac dzien wczesniej, bo najblizy cieply posilek mozliwy jest dopiero po zachodzie slonca...

Hipnotyczne szachy

Obraz
Poznym wieczorem weszlismy do tzw, teahausu, gdzie mozna zapalic shishe. Pelno tam bylo ciemnookich Persow, ktorzy patrzyli na na nas z duzym zaciekawieniem. Kazdy palil fajke. Usiedlismy wygodnie, kiedy jeden z bywalcow zaczal jakas przemowe w farsi. Jako ze moja znajomosc farsi to farsa, nie zrozumialem o co chodzi. Dopiero jak wypowiedzial 'Kasparow' dotarlo do mnie, ze wlasnie zaproponowano mi partyjke szachow. Przyjalem wyzwanie, chociaz nie jestem zbyt dobry w te klocki, poza tym nie gralem juz od dobrych kilkunastu lat (nie liczac malego epizodu sprzed wiekow calych, kiedy to Brat Xyva przetrzepal mi skore udowadniajac, ze moja konstruowana z taka pieczolowitoscia pozycja na szachownicy nie jest mistrzostwem strategii). I tak oto minal wieczor. Gralem z Persami w szachy, palilem shishe, pilem herbate. Byli ode mnie lepsi, wiec przegralem dwie partie. Na nastepna nie mialem juz ochoty, bo glowa parowala mi od myslenia. W pewnym momencie do teahausu wszedl starszy

Damavand

- To nie tak mialo byc, do cholery - slowa, ktore od jakiegos czasu brzeczaly mi w glowie. Patrzylem ponuro na nogi towarzyszy niedoli wspinajacych sie nade mna. Wpieprzylismy sie w to gowno jakies pol godziny temu, zgubilismy trase; obok nas szczerzyl swoje srebrzyste kly lodospad, nad nami czekal maly, zasypany sniegiem zleb o nachyleniu 60 stopni, moze wiecej. Prowadzil na zebro skalne, za ktorym nie wiedzielismy co nas czeka. Moze spokoj, a moze maly pipant podciety przepascia... To przeciez nie tak mialo byc. Damavand mial byc wyzwaniem kondycyjnym, a nie technicznym. A tymczasem musimy troche powspinac w trojkowym terenie, bez pieprzonej asekuracji, w sniegu, na wysokosci okolo 5300 m npm. Trudnosci trzy, moze trzy i pol, czyli nie jakos szczegolnie duzo - klamy po lokcie. Ale klamy zasypane sniegiem, nie wiadomo co jest klama, a co klamotem, lotym kamieniem, ktory tylko czeka zeby na niego polozyc piorko, zeby zaliczyc lot, gdzies na dol, do nastepnego razu, moze jutro, a moz

Gora

Damavand, jade do ciebie. Przyjmij.

Problemy biurokratyczne

Mam klopot z wiza do Tadzykistanu. Nie dosc, ze zaczal sie ramadan, to jutro mamy piatek i wszystko jest zamkniete. Stoje przed nastepujacym dylematem: tracic czas w Teheranie, ktory jest zbyt halasliwym dla mnie miejscem, ale za to miec szanse na zlozenie papierow o wize, czy jechac w gory i wiza martwic sie w przyszlym tygodniu. Do stu tysiecy diablow, same problemy przede mna sie nawarstwiaja... Gowniana biurokracja.

Kobiety

Wyglada na to, ze w Teheranie rodzi sie nowa swiecka tradycja. Czesc kobiet jest ubrana nad wyraz tradycyjnie, jednak wiekszosc pozwala sobie na bardziej smialy stroj. Smialy oznacza chuste zaslaniajaca wlosy tylko do polowy, oczywiscie szyja, ramiona i cala reszta jest szczelnie zakryta. Widac na ulicach mlode pary, ktore raczej nie sa malzenstem, a ktore ze soba podrozuja, rozmawiajac dosc... poufale (ale bez przekraczania pewnych granic) i raczej nikt nie robi im z tego powodu problemu. W autobusach miejskich jest osobne wejscie dla kobiet i mezczyzn, a cala bryka jest przedzielona w polowie krata. W metrze na poczatku i koncu skladu znajduja sie przedzialy oznaczone wielkim zoltym napisem: 'Only for women'. Do tych przedzialow moga wejsc tylko kobiety i dzieci. Cala reszta pociagu to wolna amerykanka - wchodza tam zarowno mezczyzni jak i kobiety, ktore jak widac maja mozliwosc wyboru miejsca podrozowania. Inaczej jest w mniejszych srodkach lokomocji. W minivanach, ktore

Reklamacje u pana boga

Azali to prawda jest! W Iranie nadzwyczaj popularne staly sie operacje plastyczne, przy czym nos jest niekwestionowanym wladca marzen kobiet i - jak sie okazuje nie tylko kobiet - w zakresie modyfikacji dziela boskiego. Na ulicach widac kobiety (zdecydowana wiekszosc) i nielicznych mezczyzn z bialym plastrem na nosie oznaczajacym niedawna operacje plastyczna. Wyglada na to, ze w zwiazku z wysokimi cenami uslug chirurgicznych, bialy plaster jest wyznacznikiem statusu spolecznego i sam fakt poddania sie operacji plastycznej jest powodem do dumy. Ponoc pojawila sie juz moda na falszywki, czyli plastry przyczepiane do nochala reka ludzka nietknietego...

Ramadan

No i Bracia i Siostry, stalo sie. Niniejszym rozpoczal sie Ramadan. Potrwa do 9 wrzesnia. Ostatnimi czasy w trakcie trwania Ramadanu bywam w miejscach islamogennych. Dwa lata temu bylem w Ladakhu, gdzie zyje calkiem spora spolecznosc ludzi z Kaszmiru, rok temu wjechalem w Kirgistan, dzisiaj jestem w Teheranie. To specyficzny czas. W ciagu dnia jest cicho, malo sie dzieje, czesc sklepow jest zamknieta, za to wieczorami wielka impreza - ale nie w naszym tego slowa rozumieniu. Po zachodzie slonca ludzie tlumnie, calymi rodzinami uderzaja do restauracji, gdzie jedza wieczorny, calkiem suty posilek. W koncu, przynajmiej w teorii, ma starczyc na dlugo... Ciekawa rzecz, w miejscu, z ktorego klikam jest wyznaczone miejsce do modlitwy. Na scianie zaznaczono qiblah, czyli kierunek do Kaaby, na podlodze lezy dywanik modlitewny. Przed chwila wszedl tutaj mlody czlowiek na modlitwe, spytalem czy mam wyjsc, ale nie przeszkadzala mu moja obecnosc. W sumie nie wiem dlaczego polaczyli ze soba tak

Teheran

W Astarze wsiadlem od razu w busa do Teheranu. Dziewiec godzin jazdy na poludnie po calkiem dobrych drogach. Okazalo sie, ze moje spontaniczne dzialanie bylo troche zanadto odwazne, gdyz poniewaz wyladowalem w stolicy okolo dziesiatej w nocy, pomimo starej zasady, ktorej probowalem - jak widac nie zawsze skutecznie - przestrzegac, zeby do duzych miast nie wjezdzac noca. A Teheran to jest Miasto - ponoc ma 16 milionow mieszkancow. Moglem zaczekac na jakis nocny autobus i dojechac do stolicy o poranku. Ale coz, mleko sie rozlalo, a piwo zostalo nawarzone. W tej sytuacji nie pozostalo mi nic innego jak po prostu dzialac i opracowac trase do hotelu, w ktorym - notabene - nie mialem zadnej rezerwacji, co podkreslalo nieco pikanterie sytuacji. Po wyjsciu z autobusu jak zwykle natknalem sie na kilku taksowkarzy i innych cwanych atutochtonow, ktorzy probowali mi zamacic w glowie. Na szczescie przechodzil nieopodal jeden z moich towarzyszy podrozy i zapytalem go o koordynaty. Chlopak poklik

Doswiadczenia graniczne

Bracia i Siostry, Przejscie graniczne pomiedzy Azerbejdzanem a Iranem to ciekawe doswiadczenie. Wchodzi sie tam przez mala dziure w murze, ktora bardziej przypomina wejscie do szaletu miejskiego niz granice panstwowa. Za rzeczona dziura trzeba ustawic sie w niekonczacej sie kolejce ludzi stloczonych w ciasnym, wykonanym z metalowej kraty korytarzu. Na konca tego korytarza jest brama, ktora otwiera sie co pol godziny i przepuszcza kilka metrow szesciennych tluszczy ludzkiej, ktora wpada w jakis ekstatyczny szal i pedzi przed siebie niosac, wlokac lub kopiac swoje tobolki. Niektorzy desperaci skacza przez plot, zeby wejsc do drugiej, nie wiedziec czemu bardziej uprzywilejowanej kolejki. Nad tym wszystkim kroluje Celcjusz, ktory rozsiewa wokol jakies czterdziesci stopni swojej termicznej wladzy, czyniac tluszcze ludzka jeszcze bardziej zniecierpliwiona. Paszporty migaja przy opalonych twarzach, tymczasowe wachlarze, delikatna ulga od pelnej wilgoci spiekoty, otwieraja sie drzwi, rzeka

W strone Iranu

Bracia i siostry, Jade dzisiaj w nocy (piec minut przed lokalna polnoca) do miejscowosci Astara przy granicy z Iranem. W ten oto sposob konczy sie moja przygoda z Azerbejdzanem i przechodze do swiata bezkompromiosowego Islamu. Azerbejdzan zapamietam bardzo milo. Spotkalo mnie tutaj mnostwo dobrych rzeczy, a niedobrych i tak nie pamietam. Ludzie sa zyczliwi, nie narzucaja sie, ale bardzo chetnie pomagaja. Wczoraj, w Xinaliq przystanalem na chwile przy autochtonach robiacych grila (to nie byli moi gospodarze, o ktorych pisalem wczesniej). Od razu zaprosili mnie do domu, wchodze do srodka, a tam wielka impreza, okolo dziesieciu ludzi siedzi przy stole, jedza mieso ubitego zapewne tego samego dnia barana, leja mi wodke, daja ociekajacy tluszczem kawal miecha, chleb, owoce, warzywa... Gosc w dom, bog w dom... Tutaj jeszcze jak widac to dziala. Cala zabawa zacznie sie natomiast w glownym punkcie tej czesci imprezy, w slawnym i bardzo milo wspominanym pzez podroznikow Iranie; miejscu, n

Instrukcja picia herbaty

Wez jeden czajniczek z zaparzona herbata i drugi - z wrzatkiem. Przygotuj szklanke i spodek z wysokimi brzegami. Jak napoj dojrzeje, wlej polowe szklanki naparu, dopelnij reszte wrzatkiem. Poczekaj chwile i wylej polowe szklanki na spodek, w powstale jezioro wstaw z powrotem szklanke. Teraz masz dwie drogi. Albo pij bezposrednio ze spodka, albo wlej jego zawartosc z powrotem do szklanki i pij jak bialemu czlowiekowi przystalo. Ciekawe rzeczy dzieja sie z cukrem. Na stol wpadaja dwie cukiernice, jedna zawiera cukier sypki, druga zawiera cukier w kostkach. Lokalni biora jedna kostke w usta i pija herbate malymi lykami powoli rozpuszcajac znajdujacy sie w paszczy cukier.

W strefie przygranicznej

Uwaga: czytasz to na wlasna odpowiedzialnosc. Ponizszy tekst przeznaczony jest dla osob pelnoletnich, wiec jesli nie masz osiemnastu lat, lub czujesz sie niedojrzaly w jakimkowiek znaczeniu, to przejdz do nastepnego posta. Dojechalem do Xinaliq (czyt. hinalig) bez wiekszych niespodzianek. Na bazarze musialem sie troche potargowac, troche poczekac, ale udalo mi sie zdobyc tzw. shared taxi. Taxi dlatego, ze w tamtym kierunku (a scislej zwrocie) nie jezdzi zaden transport publiczny, wiec trzeba korzystac z lokalnych, prywatnych inicjatyw, shared dlatego, ze zbieraja sie w tej maszynie ludkowie, ktorzy chca jechac w to samo miejsce, a maszyna odjezdza kiedy zyskuje atrybut pelnosci. W wiosce zostalem przyjety - oczywiscie za pieniadze - pod dach pewnej rodziny poleconej przez kierowce. Niesamowite doswiadczenie - ja nie znam Azerskiego, oni nie znaja rosyjskiego, wiec z konicznosci rozumielismy sie absolutnie bez slow. Wieczor spedzilismy w kuchni, to znaczy malej lepiance tuz obok dom

Quba

Quba to bardzo mile i senne miasto. Dominuje tutaj - przynajmniej tak twierdzi przewodnik - rosyjska architektura z XIX wieku, jednopietrowe domki, troche malo zadbane, ale estetyczne w pelni swojej bryly. Jesli chodzi o wymowe nazwy - po rosyjsku mowi sie po prostu Kuba, w azerskim brzmi to Guba, gdzie 'G' to specyficzny dzwiek, ktorego do tej pory nie udalo mi sie do konca opanowac. Zaiste, zjechalem ze standardowych sciezek podrozniczych. Jestem chyba jedynym europejczykiem w tym miescie i nad wyraz zwracam na siebie uwage lokalnych ludkow. Moje krotkie spodnie* i potargana koszulka z dziwnymi znaczkami rozbawiaja ich niemal do lez. Ale bycie bialasem w takim miejscu do czegos zobowiazuje - musze lokalsom dostarczyc rozrywki, taka moja rola, taka obrana sciezka. He heh. Dzisiaj jeden z moich tymczasowych przyjaciol, Wytworca Muchomorow Czerwonych, zapytal, dlaczego nie ubralem nowej koszulki, tylko taki staroc. Coz, nie zedra ze mnie nawet sila tej szmaty, za duzo razem pr

Amanita muscaria

- Bo widzisz, moj drogi, Krakow to miasto kultury i nauki - powiedzial ze znawstwem Nad Wyraz Wysoki Azer patrzac gleboko w oczy Wytworcy Muchomorow Czerwonych. - Aaa - Wytworca Muchomorow Czerwonych na chwile sie zamyslil. - Dawaj, Kuba, c'aj budiesz pit? - spytal. Usmiechnalem sie szeroko i wszedlem za nim na niezgorsze podworze przykryte dywanem winorosli. Zza plotu wyszla Mama i syn, Musa; znikad pojawily sie dwa czajniki do parzenia herbaty, stawiane w zabawny sposob jeden na drugim, cos u nas raczej niespotykanego. Pogawedka toczyla sie miekko, pomimo moich powaznych brakow jezykowych. Na Wytworce Muchomorow Czerwonych wpadlem calkiem przypadkiem bujajac sie po miescie w poszukiwaniu miejsc nadajacych sie do zaklecia w dwuwymiarowym swiecie mojego czarnego jak dusza aparatu. Plywalem w czterdziestostopniowym upale niczym w przedziwnym jeziorze czasoprzestrzennym - czas sie zatrzymal, a ja unosilem sie trzydziesci centymetrow ponad brudami swiata tego. W pewnym momencie n

Rozmowki qubanskie

- Jak ci na imie? - Kuba. - Ze niby jak? - Kuba. - Tak jak nasze miasto? - Tak. - Hue hue.

Droga do Quby

Bracia i siostry, Dzien wczorajszy byl co najmniej przedziwny. Obudzilismy sie rano na plazy, wykonalismy nierytualne ablucje poranne w jeziorku Kaspijskim i objuczeni niczym wielblady na jedwabnym szlaku ruszylismy do swiatyni Zaratusztry w Suraxani. Po drodze namierzylismy jakiegos lokalsa, ktory skierowal nas do znajdujacej sie nieopodal miejscowosci, ktorej nazwy teraz nie pomne, a w ktorej znajdowac sie miala przecudna wierza zbudowana w wieku bodaj pietnastym. Jako ze jestesmy turystami, ktorzy chetnie ze sciezek turystycznych schodza, udalismy sie we wskazanym kierunku. Trafilismy tam na wyklejonego w trzecia faze duchownego szyickiego, ktory ugoscil nas herbata na terenie meczetu i prawil cos o trudach zycia w Azerbejdzanie. Po tym dziwnym spotkaniu dotarlismy w godzinach wieczoranych do stolicy, gdzie przydybal nas wlasciciel kafei internetowej oferujac wspolne ogladanie meczu oraz spanie. Jak to juz wczoraj zostalo napisane, zdecydowalismy sie na ten spontaniczny taniec i

W jaskini lwa

Panie i panowie, Nastapila gwaltowna zmiana planow. Ogladamy z calym tlumem Azerow mecz pomiedzy lokalna gwiazda futbolu - zespolem o nazwie Garabagh - a nasza biala ponoc gwiazda, czyli Wisla Krakow. Tutaj tez zamierzamy spac. Zobaczymy co z tego wyniknie, moze przezyjemy. Jesli bedziecie szukac cial, kafeja nazywa sie Infinity Internet Club. To niedaleko dworca kolejowego, jakies 5 do 10 minut na nogach, w bocznej uliczce, ktorej nazwy nie udalo mi sie obczaic. Wlasciciel jest ponoc bylym graczem Garabaghu. He heh. Zatem sie miejcie, sciski i to tam wszystko inne, Gupek z Azeru.

Azerbejdzan trip hop

Bracia i siostry, O Kazbeku napisze nieco pozniej, jako ze tekst dojrzec musi, a ja chwilowo zyje w absolutnym niedoczasie miotajac sie pomiedzy obowiazkami turysty (zabytki i takie tam inne pierdoly) a czlowieka (jedzenie, spanie, oddychanie). Spalismy dzisiaj na plazy. Niniejszym stwierdzam, ze jeziorko Kaspijskie zostalo w plywackim stylu spenetrowane. Cztery razy spenetrowane.Wyglada na to, ze juz ponad tydzien minal, kiedy spie w dziwnych warunkach. Namiot, albo i bez namiotu, pod sklepieniem niebieskim, bez elektrycznosci, cieplej wody i wielu, wielu innych rzeczy, do ktorych przywyklismy w naszym pieknym, cywilizowanym swiecie. Juz nie pamietam, jak wyglada przysznic. Ale za to gorskie potoki, morskie odmety, calkiem dobrze myja cialo, a dusze juz na pewno. Nadszedl czas na rozstanie w naszej ekipie, sciezki sie nam rozchodza, gdyz poniewaz Piotr i Stach znikaja w czelusciach przepastnego Iranu, ja natomiast - zaciekawiony pierwszym spotkaniem - bujam na polnoc tego dziwne

Lodowiec

Oblizuje swoje spieczone sloncem wargi. Pod moimi nogami znajduje sie nieprzenikniona dziura nakreslona nieregularna linia na brzuchu lodowca. To jest ten punkt, w ktorym musze wylaczyc myslenie i skoczyc przed siebie majac nadzieje, ze nogi nie poslizgna sie na oblej, lodowej krawedzi. Skok, przeniesienie ciezaru ciala, lotny balans. Uff. Druga strona szczeliny. Ile juz takich przeszlismy, przez ile skakalismy? Trudno zliczyc. Czuje sie jak na jakims polu minowym. Tutaj nie liczy sie to co widac, najwazniejsze jest to, co ukryte pod sniegiem i pylem. Pod butami moze byc 5 centymetrow lodu, a potem dziura na kilkanascie lub kikladziesiat metrow. Kluczymy po poszatkowanym szczelinami lodowcu od jakejs godziny i jak na razie nie widac drogi, ktora by mogla nas z tego galimatiasu wyprowadzic. Trzymam czekan w gotowosci, kosci dloni bieleja mi na sloncu od mimowolnego nacisku. Jesli Bako zniknie z oczu pozarty przez krwiozerczy lodowiec, musze rzucic sie na ostrze i wbic je jak najgle

Wykonalo sie

Obraz
Kazbek, pan sniezna czapa przykryty, byl dla mnie laskawy. W masywie Gory, tej Gory, spedzilem okolo siedmiu dni, w ktorych najwiecej czasu poswiecilem na aklimatyzacje przed atakiem szczytowym. Po dwoch dniach okazalo sie, ze jeden z naszych kolegow sie rozchorowal - wszystko wskazuje na objawy wysokosciowki - i, w konsekwencji, asekurowany przez kolege numer dwa, stanowiacego jednoosobowy rescue team, udal sie na dol, do Kazbegi. A ja - zgodnie z powszechnie wyznawana zasada, zeby nigdy nie chodzic w gory samemu - przedarlem sie przez lodowiec do ostatniego base campu w tak zwanej Meteo Stacji. Ale zeby byly granice w tym spontanicznym szale - na sam atak szczytowy poszedlem z lokalnym przewodnikiem. Osiem godzin orki tam i z powrotem, przez wawozy latajacych kamieni, przez zarloczne szczeliny lodowca... Jestem szczesliwy, ze sie udalo wydeptac te Gore. Zakladajac moje przygotowanie kondycyjne i sprzetowe (nie mielismy rakow, czekanow, sznurkow, srob lodowych, odpowiednich ciu

W strone Kazbegi

Jutro probujemy lokalnym transportem dojechac do Kazbegi, miejscowosci na polnocy kraju. Jesli nam sie uda zalatwic sprawy formalne, to bierzemy przewodnika na szczyt Kazbek co oznacza, ze liczymy w tym cyklu wyprawowym do pieciu. 5 tysiecy dokladniej. 5047 metrow npm. Na razie brakuje nam troche sprzetu - musimy pozyczyc raki i czekany, bo tam (nie wiedziec czemu) zalega paskudny lud. Wybaczcie, nie lud, ale lod. Lud tego kraju zamieszkuje w Tbilisi i do niego nie uzywamy czekanow. Siedze wlasnie w hostelu w centrum miasta i - co mnie jakos szczegolnie nie dziwi - spia tu sami polacy, oprocz nad wyraz lewicujacego i politykujacego Hiszpana, ktory chyba pogubil sie w swojej drodze, bo wlasnie z odraza zmazal flage Izraela z tablicy ogloszen. Coz w takich miejscach spotyka sie niezlych freak'ow. Co ciekawe na scianie przywieszone jest czarno biale zdjecie, no zgadnijcie kogo... Otoz jest to czarno biale zdjecie pary prezydenckiej. Gruzini maja sentyment do naszego bylego prezydent

Tbilisi

Tbilisi super. STOP. Ludze przyjazni. STOP. Jestesmy po integracji. STOP. Piata rano. STOP. Spac, do diaska! STOP.