Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2012

Pakowanie łupiny orzecha

Po wielu opisanych poniżej przygodach zaokrętowałem się na łajbie o jakże typowej nazwie Tropicbird. Sprzęt ma 50 stóp, jest odpowiednio wyświechtany, przestronny i w miarę przytulny. Grupa składa się z 5 osób - kapitan i 4 osoby załogi. Na razie pogoda podobno marna - czyli, tłumacząc to na język szczurów lądowych - nie duje. Nie dmucha, znaczy się. Planowany terminy wyruszenia w kierunku Galapagos to poniedziałek roku pańskiego 2012. Zatem uderzamy na dzikie wody za dwa dni. Tymczasem biorę udział w przygotowaniach i aklimatyzuję się do życia na łódce, obczajam z kim mam do czynienia i czy towarzysze podróży odpowiadają mi na tyle, żeby spędzić z nimi miesiąc na otwartych wodach. Przy absolutnym niedoczasie którym dysponuję, w przeciwieństwie do nadmiaru czasu, którym chciałbym dysponować, nie mam czasu na marnowanie go w okolicznościach niesprzyjających ;-). Dzisiaj z kapitanem Julianem spędziłem cały dzień na zakupach - od żywności poprzez ciuchy na sprawach inżynieryjnych sk

Kierunki

Jestem umowiony z Joe na godzine 15 lokalnego czasu. Mam jeszcze jakies trzy godziny na zalatwienie swoich spraw. Kasa, ostatnie zakupy. Te rzeczy. Jak bede wiedzial kiedy wyplywamy (i przy okazji bede mial dostep do netu), to sie odezwe. Planowana trasa: 10 dni z Panamy do Galapagos. Potem 20 dni do Markizow. Co dalej? Nie wiem. Gdzies po drodze bede musial wyskoczyc, bo czas mnie goni.

Ameryka Poludniowa - piesn na wyjscie

Podczas mojej podrozy po Ameryce Poludniowej odwiedzilem 5 krajow: Chile, Argentyne, Urugwaj, Paragwaj i Paname. No i - oczywiście - należy również wspomnieć jeden dzien spedzony w Brazylii :-). Zgodnie ze stara swiecka tradycja prezentujemy nieco statystyk. Najwyzej bylem na wulkanie Aconcagua na wysokosci 6962 m npm (we lbie ostro trzeszczalo, a przed oczami widzialem ciekawa gwiazde), najnizej - w miejscowosci o nazwie Vinia del Mar podczas kapieli w Pacyfiku (fale zdzieraly ze mnie skore). Najzimniej bylo w gorach - w nocy pewnie mrozil nas celsjusz na dwudziestym piatym minusie. Najcieplej za to bylo w Santiago: ponad 30 stopni. Najbardziej przelalo mnie na Chiloe, gdzie zapomnialem odziac sie w przeciwdeszczwe ciuchy i spedzilem caly dzien w endemicznej dzungli. Najdziwniejsza pogode widzialem w Patagonii: deszcz, slonce, wiatr i tecza jednoczesnie przez wieksza czesc dnia. Z jedzenia nic mnie nie zaskoczylo - malo tutaj lokalnej kuchnii, pelno za to hotdogow, hamburgerow, kurcz

Lyzka dziegciu

W nocy w Asuncion nie chcieli mnie wpuscic na poklad samolotu. Okazalo sie, ze musze miec bilet wyjazdowy, bo inaczej nie wpuszcza mnie do kraju. Po godzinie ciezkiej pracy, probach wyjasnienia sprawy (numery rejestracyjne lajby, tresc kontraktu, kontakt z urzedem imigracyjnym w Panamie), odwolania sie do zdrowego rozsadku, okazalo sie ze mam dwie opcje: albo kupuje bilet do dowolnego kraju osciennego, albo nie lece do Panamy. Zdecydowalem sie kupic bilet (co udalo mi sie zrobic w przeciagu 15 minut, bo samolot zaczynal powoli kolowac), ktory zostal wystawiony na nastepny dzien i kosztowal mnie 400 dolarow. Przed wylotem informowali mnie, ze na lotnisku w Panamie powinienem miec mozliwosc zwrotu biletu. Jak nalezy sie domyslac sprawy nie przebiegaly tak latwo. W Panamie poinformowali mnie, ze kasy na lotnisku nie zobacze i musze jechac do jakiegos biura, ktore jest oddalone od miasta i nic oprocz taksowek tam nie jezdzi. Na szczecie po godzinie prob udalo sie dodzwonic do jakze pro

Autostopem przez Pacyfik

Bracia i Siostry, Wygląda na to, że złapałem łódkę na stopa. Lecę jutro do Panamy i tam okrętuję się na łódkę o nazwie Tropicbird. Będę kontynuował w ten sposób podróż dookoła świata na łąjbie jako członek załogi - zrzucam się na paliwo i żarcie, poza tym pracuję jak każdy inny na tej łupince orzecha. Gryplan obejmuje następującą trasę: Panama - Galapagos - Markizy - Papua. Najprawdopodobniej dotrę tylko do Markizów, co zajmie nam około miesiąca czasu. Stamtąd zamierzam skoczyć samolotem do Australii lub Nowej Zelandii. Szkoda, że mam tak mało czasu... Oto na co mi przyszło - po zdobyciu najwyższego szczytu Ameryki Południowej postanowiłem zostać żeglarzem... Tam choroba wysokościowa, tutaj choroba morska. Zaczynam się zastanawiać, czy wakacje to przyjemność... Się miejcie ciepło, bez odbioru.

Kolorowy odlot na Paragwaj

Dotarłem do Paragwaju, egzotycznego miejsca, spontanicznej struktury państwowej jakże różnej od Chile czy Argentyny. Powiada się (choć nie wiem, czy to przypadkiem nie urban legend, paskudna plotka rzucona na wiatr przez niefrasobliwego autora pewnego nie do końca profesjonalnego przewodnika), że po państwach afrykańskich jest to jeden z najbardziej skorumpowanych krajów na tej ziemi. Na pierwszy rzut oka bieda zagląda tutaj ludziom w oczy. W Ciudad del Este tuż obok dworca rozlokowała się slamsowa wioska zbudowana z patyków i folii, w Asuncion widzieliśmy kobiety sortujące śmieci na głównym placu starego miasta. Butelki plastikowe na lewo, odpadki organiczne na prawo, a dookoła dzieci z miotełkami sprzątające panujący tutaj rozgardiasz. Na ulicach pełno się kręci policji, a w okolicach instytucji finansowych krążą ochroniarze i jakaś armia uzbrojona w długą broń, przy czym palce trzymają niedaleko spustów. Przejście graniczne zaskakuje. Po pierwsze autobus jadący z Argentyny

Wodospady Iguazu

Po osiemnastu godzinach w niczego sobie autobusie dojechałem do miejscowości zwanej Puerto Iguazu. To jest taka mała wiocha obłożona wszelkiej maści infrastrukturą turystyczną, albowiem znajdują się tutaj i pracowicie szumią pewne wodospady, które ponoć rozsławiły to miejsce na świat cały. Hm, skoro tu trafiłem, to pewnikiem tak jest. A tak naprawdę trafiłem tutaj, gdyż ponieważ jestem w posiadaniu pewnego biletu z Asuncion do Panamy. Bilet rzeczony zamierzam spożytkować na podróż podniebną, która zaprowadzi mnie do następnego etapu mojej podróży. Ale o tym potem - wszystko jest jeszcze w delikatnych powijakach, kurtyna opadnie jak skończy się antrakt tego spektaklu a scena zostanie przygotowana do następnego rozdziału. Zatem - jak to się rzekło - mam kolorowy odlot na Paragwaj, chciałbym odwiedzić ten kraj zanim przejdziemy do epilogu, który jednocześnie jest prologiem. Tak oto powoli kończy się moja przygoda z Ameryką Południową, czas zawijać żagle i kontynuować wyprawę dookoła t

Curva peligrosa

Chcieli mnie wyiskać. Na dworcu mnie wyiskać chcieli. Jak się później dowiedziałem to dość często stosowana technika. Najpierw jeden kolo (którego notabene spytałem o drogę) zaczął mi nawijać, że mam coś na spodniach. Rzuciłem okiem na swoje odzienie - wszystko w porządku. Zapaliła mi się czerwona lampka, przyspieszyłem kroku. Tymczasem ktoś z tyłu polał mi plecak białym kremem, inny facet zaczął mi pokazywać, że coś jest nie tak. Sięgnąłem do tyłu - a tam cała ręka uwalana w białej brei. Od razu znalazła się pewna usłużna pani, która przez przypadek miała chusteczki i już mnie zaprasza na stronę, żeby to powycierać. A to wszystko działo się w pełnym biegu - szedłem na wysokich obrotach, a chodzę szybko. Szczególnie w okolicach, które uznaję za mało bezpieczne. Przy pani się nie zatrzymałem, wziąłem chusteczkę i poszedłem dalej, aż do poczekalni, w miarę spokojnego miejsca, gdzie iskacze się już raczej nie zapuszczają. Spytałem potem kilku ludków. Wygląda na to, że w Buenos to ju

Latające barachło wszelakie

W Buenos coś mnie pokąsało bezlitośnie i okrutnie. Najprawdopodobniej komary i jakieś insekty z łóżka hostelowego. Nie wyglądam najlepiej. Niechlujnie zarośnięta gęba, a tam gdzie nie ma kłaków w oczy kłują wielkie czerwone bąble, na których kapitan wrona mógłby spokojnie posadzić boeinga 737.

Urugwajskie muzea

Pierwszy raz widziałem muzeum, w którym znajdowały się same kopie oryginałów. Muzeum historii naturalnej, Mezopotamia, Egipt, Grecja, Rzym. I to wszystko skopiowane. Mogłem zobaczyć naturalnej wielkości kopię Wenus z Bakelitu, Dyskobola z Bakelitu i to tam wszystko inne. Z bakelitu. Wot, ciekawostka przyrodnicza. Sam Urugwaj jest kolorowy. Po ulicach - podobnie jak w Argentynie - bujają się ludzie wydziarni i bardziej niż w europie pokłuci. Na asfalcie mieszanka czterokołowców różnej maści i o różnej - mniej lub bardziej bogatej historii. Znajdziesz tam nowe cacka jak i pamiętające zamach na Kennediego stare egzemplarze Forda. Budynki jakby wrzucono do dużego tygla kilka różnych stylów architektonicznych, w tym zaawansowany socrealizm, i wymieszano wszystko dokładnie. A na dodatek do tego wszystkiego - ostre słońce i dominanta koloru żółtego. Przynajmniej w moim obszarze percepcyjnym.

Nie wyrzucaj białych karteczek

Pamiętaj – nigdy nie wyrzucaj papierków,   które dostajesz na granicy, nawet jeśli wyglądają niewinnie i nie mają ani jednej pieczątki, napisu jakiegoś. Nigdy nie wiesz kiedy dopadnie cię celnik i zażąda. A żądać ma prawo, drań jeden. Mnie dorwał przy próbie wyjazdu z Urugwaju. Pewna dystyngowana pani pokazała mi pustą białą kartkę i spytała gdzie to mam. Przeszukałem wszystkie kieszenie, sprawdziłem wszystkie małe karteczki, ale niestety każda była zadrukowana i – ku mojej rozpaczy a uciesze lokalnych oficjeli - w posiadaniu pustej nie byłem. Na to pewna dystyngowana pani poinformowała mnie, że muszę zapłacić za wystawienie nowej karteczki około 40 dolarów. Tych amerykańskich. Mina mi zrzedła, pogrążyłem się w odmętach rozpaczy, czego nie omieszkałem pokazać na mojej zarośniętej jak u bieszczadzkiego drwala twarzy. Po kilku minutach gorączkowych poszukiwań dystyngowana pani pokazała mi czerwoną kartkę i kulturalnie wyrzuciła z kolejki wskazując miejsce gdzie mogę sobie posz

Rzecz o podróżowaniu

W Buenos dzień jest o dwie godziny chyba krótszy od dnia w Patagonii. Tam się ściemniało po 21. Tutaj noc zagląda w poobijane okna około godziny 19. Ale za to jest o wiele cieplej, o tak – cieplej. Po kilkunastu dniach spędzonych w niskich temperaturach z wodą permanentnie lejącą się z nieba, świecącym słońcem i wiejącym wiatrem (jednocześnie, diabli ich...) doceniam spokój i stabilną pogodę o wysokiej bezwładności. Wszyscy tutaj - czyli na południu kontynentu - używają pesetów. Pesety urugwajskie, pesety argentyńskie, pesety chilijskie, a znakiem ich jest znak dolara. Bu ha ha. Jak sprawdzasz ceny np. przelotów to musisz dwa razy potwierdzić o jaki dolar chodzi: dolar amerykański, czy peset z kraju X. Bo można się dać wskoczyć – zaskoczyć. Argentyńcy przy okazji śmiesznie mówią. Trzeba się do tego przyzwyczaić. Oni nie mówią, oni szeleszczą. Tam gdzie J jest SZ. Na ten to przykład: la szabe to klucz. Na domiar złego mają tutaj inną klawiaturę niż u nas. Hiszpańscy ko

Buenos Aires

Buenos Aires - poobijane, trochę dzikie, jak młode piwo, które jeszcze buzuje w butelce, szarpie nieokiełznanym smakiem za uszami, daje kopa a jednocześnie mile łechta podniebienie. Coś w rodzaju naszego Kazimierza jakieś 20 lat temu. Komunikacja jest całkiem dobrze zorganizowana. Metro, numerowane autobusy, poukrywane ale ustabilizowane przystanki. Co ciekawe w komunikacji miejskiej za bilet płaci się monetami wrzucanymi do takiej dużej maszyny, która robi ping i wyrzuca z siebie wydrukowany bilet. Niestety trudno rozmienić banknoty na monety, więc przed podróżą trzeba się przygotować i nazbierać w kieszeni odpowiedni gram miedzi. Jak większość miast południowoamerykańskich, Buenos ulice ma w kratkę, na mapie to wygląda jak szachownica, miasto wykreślone od ekierki. Naturalną konsekwencją, jest to, że boczne ulice są jednokierunkowe: co druga prowadzi w lewo, co druga w prawo. Taki przekładaniec. Pewnie marzenie każdego planisty - prosty, geometryczny układ. Jest też ci

Krzyk Kamienia

Trekking dookoła Cerro Torre i Fitz Roy. Blok w trakcie opracowania - wbijaj później. Kiedy indziej znaczy się. Jak mi się uda zebrać myśli, to wrzucę opis. Teraz jestem w absolutnym niedoczasie.

Wieże Boleści

Trekking dookoła Torres del Paine. Blok w trakcie opracowania - zajrzyj tutaj później.

Krotkie info

Bracia i siostry, Niniejszym daje znak zycia. Siedze w Patagonii, zrobilem treka dookola Torres del Paine i Cerro Torre. Jak na razie wszystko doskonale. Uciekam dzisiaj jeszcze w gory - okazalo sie, ze mam jeszcze jeden dzien wolnego. Sciemnia sie, wiec musze juz wbijac na szlak, zeby dojsc na miejsce o przyzwoitej porze. Reszta potem.

Mapka podróży

Po ciężkich bojach powstała mapka z podróży , która będzie sukcesywnie uzupełniana.

Maraton

Po 36 godzinach podróży dotarłem do Puerto Natales. Niezły maraton autobusowy... Wzdłuż drogi pasły się stada lam, a spod kół uciekał struś (czy jak tam się nazywają duże, dwunogie, ptakopodbne stwory zamieszkujące tę stronę świata). Tereny tutaj puste, niekiedy na równinie jak okiem sięgnąć nie widać było żadnych wytworów człowieka. Z Chile do Chile jechałem przez Argentynę. Zarobiłem kilka nowych pieczątek w paszporcie, co niestety zredukowało potrzebną mi przestrzeń na wizy, poza tym znowu na granicach odbyliśmy taniec z poszukiwaniem owocowej kontrabandy. Na szczęście duże bagaże zostały zaplombowane i nie przechodziły kontroli. Gdyby nie to, znowu musiałbym się tłumaczyć z liofilii.Teraz już mogę się przyznać, że w brzuchu przemyciłem kawałek wędliny zjedzonej razem z kanapką podczas podróży. Mięsa też nie wolno wwozić, więc zrobiłem celników w konia ;-).

Drobne różnice

Świat południowo-amerykański jak na razie w obu odwiedzonych przeze mnie krajach jest analogiczny do świata europejskiego. Niemniej jednak nie jest taki sam. Parafrazując klasykę kina schyłku dwudziestego wieku za pomocą techniki lustrzanego odbicia źródła: Wiecie co jest fajnego w Ameryce? Drobne różnice.  Tutaj na plażach pasą się krowy, czosnek sprzedają na ząbki a nie główki (przy czym ząbki potrafią mieć rozmiar, który w Europie zostałby zaklasyfikowany jako skutek pewnych brzemiennych w skutkach wydarzeń w Czarnobylu), chleb i bułki pod każdą postacią sprzedawane są na wagę, do hot-dogów dodają zieloną pastę z avokado, na przejściu granicznym największym problemem są owoce, a coca-cola sprzedawana jest w dziwnych objętościach (np. 580 ml).

Galeria

Zapraszam do galerii foto , udostępniłem pierwszy sort zdjęć z Aconcaguy.

Puerto Montt i Chiloe

Do Puerto Montt dotarłem bez większych przeszkód. Tutejszy transport drogowy jest, jak sama nazwa wskazuje, drogi, poza tym doskonale zorganizowany oraz wygodny gdyż ponieważ, dlatego, że posiadają doskonały tabor, którego pozazdrościłoby im niejedno mocarstwo europejskie i nie tylko. Gdyby - na ten zupełnie hipotetyczny przykład - się o tym dowiedzieli chłopcy z ameryki północnej niewątpliwie przyjechaliby do nich z misją wyzwoleńczą. A tak naprawdę - autobusy dalekobieżne są całkiem spoko, siedzenia szerokie i rozkładane do pozycji właściwej, komfortowej dla moich starych kości, które tu i ówdzie po niejednym asfalcie i jego braku zostały wytrzęsione. Poza tym - co u nas jest pewnikiem rzadkością - istnieją co najmniej dwie klasy: semi-cama (zwykłe siedzenia rozkładane, zazwyczaj znajdują się na górnym pokładzie autobusów) oraz cama (w pełni rozkładane siedzenia, praktycznie do pozycji poziomej, w salonie na parterze). W sezonie trudno dostać bilety, o czym dość dotkliwie przekon

Po papieżu ich poznacie

- Skąd jesteś? - Z Polski. - A, macie papieża. - Umarł w 2005 roku. - Fakt, teraz mamy Niemca. Kardynał Razinger. KaRRdynał Nazi-ngeRR!