Galapagos to takie wyspy. Archipelag, znaczysie ("Znaczysie" to takie twory z archipelagu Desygnatus). Wyspy są bardzo słabo zaludnione, większa część to park narodowy, do którego mają wstęp tylko naukowcy, no i - rzecz jasna - żółwie. Dla turystów odsłania się jedynie mały rąbek tajemnicy. A tajemnica - niczego sobie, godna swej legendy. Na tej szerokości geograficznej, czyli mniej więcej na równiku (około pół stopnia na południe od tegoż), przyroda jest niezwykle bogata, soczyście wypełnia każdy element systemu. Wyspy wizualnie nadestetyczne, potrzaskane skały gęsto porośnięte zielonym, z daleka złudnie przytulnym kobiercem, po którym jedynie z maczetą przyjdzie się zagubionemu podróżnikowi błąkać. Bo jeśli szlak jest nieprzetarty, to do przejścia absolutnie się nie nadaje - wszelkiego rodzaju trawy, krzaki, drzewa i inne okazy zarówno autochtonicznej jak i gościnnie tutaj występującej flory zajmują każdy skrawek żyznej, wulkanicznej gleby; a wszystko poplątane, pogęstwi