Rzecz o wodzie


#VistulaMyLove

Rozdział: RZECZ O WODZIE

W jednym z poprzednich rozdziałów pisałem o tym, jak kwestia dostępu do wody wpływa na planowanie wycieczki. Czas opisać jak to było podczas wycieczki Wisłą.

Zależało mi, żeby podczas spływu być samowystarczalnym, ale to wymagało możliwości uzdatniania wody wiślanej. Przed wypłynięciem posprawdzałem jakie mam możliwości.

W tym temacie mamy do dyspozycji dwa główne narzędzia.

Po pierwsze primo możemy używać odkażaczy chemicznych. To są tabletki, które wrzuca się do wody, zazwyczaj jedną na litr. Pół godziny później woda nadaje się do spożycia. Taka woda ma nieco chemiczny rzucik, ale jest biologicznie czysta. Zakładam, że osoby wybierające się na długie wycieczki są odporne na przeróżne przeciwności losu, w tym na dziwny posmak w wodzie, więc nie traktuję tego jako mankament. Problem z tabletkami jest taki, że one czyszczą wodę pod względem biologicznym, czyli mogą ocalić nam skórę jeśli woda będzie zakażona jakimiś bakteriami lub wirusami. Nie pomagają natomiast z zanieczyszczeniami chemicznymi, np. pestycydami lub metalami ciężkimi. Dlatego odrzuciłem tę formę uzdatniania wody z rzeki.

Drugą metodą uzdatniania wody są filtry. Ostatnimi czasy wiele się na tym rynku zmieniło (ku mojemu zaskoczeniu, bo nie śledziłem tematu). W przypadku bardziej zaawansowanych filtrów sprzedawcy wrzucają na strony informację, że radzą sobie zarówno z mikroorganizmami jak i zanieczyszczeniami chemicznymi. Już się ucieszyłem, że znalazłem swoją drogę do pełnej samowystarczalności, ale po wczytaniu się w szczegółowe instrukcje producentów zauważyłem, że nie zalecają filtrowania i picia chemicznie zanieczyszczonej wody. Filtr wprawdzie wyłapuje te zanieczyszczenia, ale tylko do pewnego stopnia, w związku z czym zaleca się unikać terenów rolniczych i przemysłowych.

Zatem po krótkim przemyśleniu tematu zrezygnowałem z uzdatniania wody wiślanej. Zarówno tabletki jak i filtry dają ochronę tylko częściową, a potrzeba samowystarczalności nie jest tak bardzo istotna. Nie chciałem ryzykować poważniejszym zatruciem, które zepsułoby mi wycieczkę i wodę tankowałem po drodze (np. przy śluzie lub jachtklubie), a tabletki i filtr miałem przy sobie na wszelki wypadek.

Podsumowując - w moim mniemaniu picie wody wiślanej to chwilowo gra nie warta świeczki.

Projekt: solowy spływ kajakiem całą żeglowną Wisłą: z Goczałkowic do Gdańska. 13 dni, dystans ~1000km. Wisła ma liczone kilometry od ujścia Przemszy (tzw. kilometr 0). Ten projekt rozpoczął się 40 kilometrów wcześniej, na ujemnym kilometrze: -40,5.