Zasilanie


#VistulaMyLove

Rozdział: ZASILANIE

Wycieczka Wisłą w trybie ekspedycyjnym bez pomocy z zewnątrz stawia przed zespołem pytanie o kwestie zasilania. Uogólniając: na długiej wycieczce (np. w góry, Wisłą, na morzu lub na stepie) jeśli chcesz zachować kontakt ze światem i korzystasz z elektronicznych urządzeń nawigacyjnych - musisz mieć prąd. Są dwa podstawowe cele: bezpieczeństwo (np. odsłuchanie komunikatów pogodowych, kontakt ze służbami ratowniczymi, nawigacja, oświetlenie) oraz rozrywka (książka, muzyka).

Istnieją różne możliwości rozwiązania tego zagadnienia w zależności od potrzeb, które problem elektryki ma rozwiązywać.

Jeśli prądu używasz tylko w celach ratunkowych - wtedy potrzebujesz turystycznego urządzenia GPS, którego bateria wytrzyma co najmniej 50% więcej niż planujesz wycieczkę. Do tego można zabrać naładowane powerbanki i można powiedzieć, że jest to pakiet energii wystarczający, ale nieodnawialny. Pamiętaj również o tym, że w zimie baterie bardzo szybko się wyładowują, trzeba nosić je przy ciele (i trzymać w śpiworze), bo przy -20 stopniach po jednym dniu baterii nie ma. Dla mnie takim podstawowym urządzeniem jest jeden z pancernych telefonów terenowych - niemal każdy z producentów ma coś takiego w ofercie. Ten telefon utrzymuje do 2 tygodni bez ładowania, razem z powerbankiem powinien wystarczyć na nadanie raz dziennie komunikatu o swojej lokalizacji (czyli odczyt GPS plus wysłanie SMS).

Jeśli potrzebujesz szerszych możliwości, taki zestaw nie wystarczy. Po kilku dniach baterie się wyładowują i powstaje problem jak odnowić energię. Tutaj na scenę wchodzą ładowarki słoneczne. Pierwszy raz użyłem jej w praktyce w 2014 roku podczas wycieczki na Denali, najwyższy szczyt Ameryki Północnej. Sama akcja górska trwała 2 tygodnie, po drodze nie było żadnej infrastruktury, a co za tym idzie ani grama gniazdka z prądem. Wzięliśmy ze sobą panel słoneczny i podbijaliśmy urządzenia podczas obozowania. Analogicznie podczas spaceru po zamarzniętym jeziorze w Mongolii (160 km / 6 dni) ładowałem się słońcem, panel był zamontowany cały dzień na plecaku i ładował telefon. Nie miałem wtedy jeszcze powerbanka.

Teraz za każdym razem biorę ze sobą panel i powerbank, który służy jako warstwa pośrednia pomiędzy słońcem a urządzeniami. W szczególności, że natężenie z panelu często jest zbyt małe, żeby podładować np. współczesny telefon. W trakcie wycieczki Wisłą panel leżał cały dzień na kokpicie i ładował powerbank, a telefon podbijałem w nocy, już po rozbiciu obozowiska. Telefonu używałem głównie do nawigacji. Nie chciałem ze sobą brać map papierowych, bo zestaw na 1000 km byłby po prostu duży. Używałem go zatem maksymalnie godzinę dziennie na sprawdzanie map satelitarnych i wysyłanie komunikatów do Sztabu Generalnego, poza tym telefon był wyłączony, żeby nie zjadał baterii. Z maili, serwisów społecznościowych, itp. rzeczy rozrywkowych nie korzystałem. Prądu używałem również do zegarka nagrywającego trasę, czołówki (musiałem ją raz podładować podczas całej wycieczki) oraz muzyki (odpoczynek w obozie). Książka uniosła mi cały wyjazd na jednym ładowaniu.