Rzecz o dzikach i ludziach

 


 
Rozdział: GOŚCIE, CZYLI RZECZ O DZIKACH I LUDZIACH
 
Już kładłem się spać jak usłyszałem dźwięk silnika. Myślałem, że dochodzi z drugiego brzegu rzeki. Tymczasem dźwięk stopniowo przybliżał się do mojej wyspy, aż uświadomiłem sobie, że ktoś przypłynął motołódką i zatrzymał się w zatoczce, nad którą spałem. No jasne. Przecież to jedyna spokojna zatoczka w promieniu kilku kilometrów, wszak szukałem jej dość długo, wcześniej strome brzegi nijak nie nadawały się do parkowania. Podczas ładowania sprzętu w krzaki zdawałem sobie sprawę z tego, że taka fajna zatoczka może podobać się nie tylko mnie i przyciągać potencjalnych gości, ale nie za bardzo miałem wyjście, bo dzień miał się już ku zachodowi i niewiele światła mi zostało.
 
Siedziałem cicho przy zgaszonym świetle i nasłuchiwałem. Dźwięki rozmów, jakieś trzaski, plusk wody. Będą wychodzić na brzeg? Jeśli tak, to wpadną prosto na mój namiot. W pewnym momencie coś mocno huknęło. Kłusownicy? Potem trzy strzały. I cisza. Na szczęście nie strzelili w moim kierunku, bo unieruchomiony w śpiworze-mumii nie za bardzo miałem możliwość szybkiej zmiany lokalizacji. Po strzałach umilkli i... szybko odpłynęli.
 
Rano koło namiotu usłyszałem kroki. Pomyślałem, że to ludzie kręcą się po mojej całkiem dużej wyspie, a tymczasem to jakieś zwierze szło w stronę wodopoju. Innego dnia tuż obok namiotu usłyszałem potężne sapanie. To rodzina dzików wpadła na mój brzeg. Zrobiłem duży hałas i odeszły, nie za dobrze jak dziki i ludzie są zbyt blisko siebie, w szczególności mamy z młodymi.
 
Taki to urok spania w krzakach nad Wisłą. Miejsca, na które jesteś w stanie wywlec cetnar sprzętu mają łagodnie nachylony brzeg, stanowią zatem dogodne zejście do wody dla zwierząt.
 
Projekt: solowy spływ kajakiem całą żeglowną Wisłą: z Goczałkowic do Gdańska. 13 dni, dystans ~1000km. 
 
Foto: Indie, Ladakh, 2008