Wysiłek

 

Rozdział: WYSIŁEK

Podczas wycieczki Wisłą miałem wyzwanie strategiczne: jak zarządzać rytmem wysiłek-regeneracja, żeby zdążyć w wyznaczonym czasie, ale jednocześnie nie przesadzić i nie zamęczyć się przed metą. Odpowiednia taktyka była ważna, bo machałem rękami zazwyczaj 12 godzin dziennie, czasem dłużej. Gdybym zbyt mocno przycisnął, mógłbym się skontuzjować i byłoby po wycieczce. Klops nad klopsy.
 
Byłem wsłuchany w sygnały, które dawało mi ciało i jeśli tylko czułem przeciążenie w jakimś obszarze, korygowałem chwyt, rozstawienie dłoni, szukałem optymalnej konfiguracji. Starałem się nie nadwyrężać: nawet jak czułem siłę na jeszcze jedną godzinę jazdy, kończyłem zgodnie z założonym na dany dzień planem i szukałem miejsca na obóz. W okolicach piątego czy szóstego dnia miałem mocno przeciążone oba przedramiona, na tyle solidnie, że zacząłem się tym martwić. Ale po serii korekt techniki wiosłowania, kontuzje przeminęły z wiatrem i od pewnego momentu wycieczka szła już (mniej więcej) gładko. 
 
Inną kwestią jest siedzisko i stosunkowo niewygodna pozycja, w której się siedzi. O ile wycieczka trwa dwie godziny, to nie ma problemu. Kumulacja niewygód pojawia się, kiedy spędzasz na łódce któryś tam dzień z rzędu. Trochę mi zajęło przyzwyczajenie się do fotela w moim kajaku. Na szczęście kamizelka ratunkowa dobrze się dopełniała z górną częścią oparcia i dawała odrobinę amortyzacji.

Podsumowując
 
Wycieczka Wisłą to kwestia rozsądnego zarządzania wysiłkiem, regeneracją i uzupełnianiem paliwa (innymi słowy: żryj rozsądnie, waćpan).
 
Dodatkowo trzeba umieć sobie radzić ze zmęczeniem, bólem mięśni, niewygodami wynikającymi z długotrwałego utrzymywania jednej pozycji, czy rodzącymi się kontuzjami. W konsekwencji - syczysz z bólu, ale jedziesz dalej; starasz się rozpoznać który ból jest groźny, a który można zignorować. Stawką jest cel.
 
Trwająca wycieczka nie tyle zmniejsza ból, co zwiększa tolerancję na niego i wszelkie inne przeciwności losu. Pamiętam jak wróciłem z wycieczki na Bliski Wschód w 2010 roku. Zrobiłem wtedy w przeciągu kilku tygodni Damawand, Ararat oraz Kazbek. Kiedy Miasto Królów odwiedziła śnieżyca stulecia, bujałem się po mieście z szerokim uśmiechem na twarzy. To nie była śnieżyca mojego stulecia...