Transportowe przygody


Poranek. Wybiegam z opoznionego o dwie godziny samolotu przeciskajac sie miedzy maruderami. Przepraszam i wyjasniam, ze mam zaraz nastepny samolot. Przy konroli paszportowej mijam kolejke i wbiegam do sali z tasmami serwujacymi bagaz. Staje i spokojnie czekam. Teraz nic nie moge zmienic - nic nie zalezy ode mnie. Piecdziesiat minut pozniej z kamienna twarza dalej wpatruje sie w tasme i czekam na swoj dwudziestotrzykilogramowy grat. W koncu wyjezdza. Biore dziada i ruszam do wyjscia. Zalatwiam bilet i wsiadam w busa, ktory ma mnie zawiezc na drugie lotnisko. Korki. No to ladnie, a zatem to juz fakt - spoznilem sie na samolot.
- Dzien dobry. Samolot sie spoznil, nie zdazylem na nastepny.
- Hm, ktos panu przebukowal bilet na godz. 10, ale z tego drugiego lotniska.
Rece mi delikanie opadaja.
- No to co, mam teraz wracac na to drugie lotnisko, z ktorego wlasnie przyjechalem?
- No co pan, przeciez pan nie zdazy.
- ...

W zwiazku z problemami linii lotniczych spoznilem sie na przesiadke. Siedze teraz na lotnisku w Buenos Aires i czekam na nastepny samolot do Mendozy. 
Podobno w zwiazku z opoznieniem samolotu z Rzymu do Buenos mialem miejsce przebookowane na inny samolot, ale: nie z tego lotniska (sa dwa), nie o wskazanym czasie (teoretycznie powinienem leciec o 8:10) i przede wszystkim zapomnieli mi o tym powiedziec. Zatem zgodnie z pierwotnymi kartami pokladowymi, ktore otrzymalem w Rzymie odebralem bagaz, przejechalem pomiedzy lotniskami, spedzilem w busie prawie dwie godziny, zeby sie dowiedziec, ze nic z tego. Czyzby Indie zagladaly do Argentyny?