Nostalgie

Powroty to dobry moment, żeby rzec co nieco o nostalgii, bo w finałowej fazie podróży można się spodziewać jej punktów kulminacyjnych.

Czy tęsknię za światem, który zostawiłem za sobą? Owszem, tęsknię. Za pewnymi rzeczami. Są też takie, do których absolutnie mi nie spieszno. Jestem włóczykijem, długo nie zagrzeję miejsca, ale otaczająca mnie przestrzeń ma niejednolitą strukturę, istnieją punkty, które lubię bardziej...

Tęsknię za  przyjaciółmi, przedmiotami, które czynią życie wygodnym, miejscami, drobnymi, wypracowanymi przez lata nawykami.
Tęsknię za swoim łóżkiem, czystą, pachnącą pościelą i wanną pełną gorącej wody. Bieżącą, ciepłą wodą. I czystymi ciuchami, wypranymi w normalnej pralce, wysuszonymi jak pan bóg (albo bogowie) przykazał. Tęsknię również za oswojoną i bezpieczną przestrzenią, którą doskonale znam. Tęsknię za drobnymi przyzwyczajeniami, o których powoli zaczynam zapominać. Lubiłem przecież spacery po mieście z łokiem na uszach, koncerty w krakowskich piwnicach, rower w Lasku Wolskim czy nurkowanie na Zakrzówku, namiot w zimie z Wojownikiem, gdzieś tam na południu, w górach bliższych lub dalszych... I żarcie, nie zapominajmy o zacnym, polskim żarciu. O bogowie, ileż to już kalorii minęło, od momentu ostatniego dobrego chleba?

Innymi słowy turystyczna nostalgia to pęd do wypełnienia dziur po przyjemnościach, towarze deficytowym podczas podróży. Nostalgia jednak to taki mechanizm, który prowadzi do idealizowania stron pozytywnych, ale haniebnie zapomina o stronach negatywnych. Ale - doświadczenie uczy - powroty potrafią być brutalne, wystarczy mi kilka zwyczajnych dni i znowu tęsknym wzrokiem będę patrzył na ścieżki samolotów wyrysowane na niebie...