Timorze nieodkryty!
Moja przygoda w Timorze powoli dobiega końca. Mam poczucie kompletności spotkania z tym azjatyckim państwem, ponoć jedynym w całości położonym na półkuli południowej. Pływałem, chodziłem po górach, poznałem środowisko zarówno autochtonów, jak i przyjezdnych intruzów od międzynarodowych pomocy. Spałem w domach, kurnych chatach, hostelach. Miałem do czynienia z naturą i kulturą. Było miło. Będę stąd wyjeżdżał z delikatnie ściśniętym gardłem.
Na otarcie łez oto kilka, czasem hermetycznych, anegdotek o tym młodym kraju:
- Jestem tutaj jedynym (a ściślej - jednym z bardzo nielicznych) białasem podróżującym lokalnym transportem, więc wyróżniam się z tłumu. Wyobraźcie sobie kilkudziesięciu ciemnoskórych i ciemnookich tubylców, a w samym środku jeden niebieskooki, bladolicy typ. W każdym z transportów mam od razu kilku kumpli, którzy zadają standardowy zestaw pytań. Jak mnie autochtoni wypatrzą z lądu - krzyczą za samochodem 'Malaj, Malaj'. Jest dość wesoło.
- Mikroletami, czyli lokalną formą naszej komunikacji miejskiej białasy nie jeżdżą. Jeden pracownik narodów zjednoczonych, czy innej zaangażowanej organizacji, jak mu o czymś tam opowiadałem zapytał mnie 'a co to jest mikrolet?'. Kierowcy natomiast nie zawsze chcą uwierzyć, że na nich macham i się nie zatrzymują. Muszę być asertywny.
- Takiego mikroleta zatrzymuje się stukaniem monetą w metalową rurkę. Na większe autobusy się klaszcze, a jeśli to nie pomaga, należy zatrzymać go paszczowo, czyli wrzasnąć na kierowcę.
- Każdy środek transportu ma swojego konduktora, który całą drogę wisi poza wehikułem i wykrzykuje destynację, zgarnia nowych pasażerów, bierze kasę od wysiadających, pomaga rozwiązać problem plecakowy kompresując pakunki podróżnych, itd.
- Konduktorzy, pozbawione poczucia ponuraki, zazwyczaj chcieli ode mnie więcej kasy niż od tubylców, ale zawsze inni pasażerowie stanowili dla nich przeciwwagę i z własnej inicjatywy, konfidencjonalnym szeptem informowali mnie ile powinienem zapłacić. Zanim konduktor zdążył się połapać.
- Poza miastami drogi nie za bardzo istnieją. Są niedoubite trakty, niektóre w trakcie remontu, inne, porzucone, oczekują na lepsze czasy.
- W wioskach ludzie wciąż mieszkają w kurnych chatach bambusowych, przykrytych strzechą.
- Stare tutaj leży obok nowego. Kraj się rozwija, obok kurnej chaty wyrastają budynki murowane.
- Autobusy, mikrolety, ciężarówki wyglądają jak winogrona - obwieszone ludźmi i dobytkiem. Ludzie jeżdżą na dachach, wiszą na stopniach wejściowych.
- Spod kół samochodu uciekają prosiaki, kury, psy. Jest sielsko. Jeśli nieopacznie utłuczesz samochodem takiego zwierzaka, to zbiega się cała wioska i rozpoczyna się targ. Każde zwierze ma swoją cenę, a kierowca musi zapłacić.
- Rolnictwo jest słabo rozwinięte, produkuje się tylko na własne potrzeby, naród importuje żywność, bo nie jest samowystarczalny.
- Cmentarze umieszczane są w dowolnych miejscach, czasem po dwa-trzy groby niopodal szosy, drogi, ścieżki. Często na wzgórzach, ponad polami uprawnymi.
- Wieczorami w hostelach i nie tylko słychać klekot gekonów.
- Pali się absolutnie wszędzie: w domach, restauracjach, autobusach. Nie ma krucjaty antynikotynowej.
- Kobiety bez obciachu plują na ulicach.
- Bardzo popularny jest betel, ludzie chodzą z krwistoczerwoną pianą na ustach, potem plują tym gdzie popadnie, stąd na chodnikach i ścianach są czerwone plamy. Kto był w Indiach, ten obczai.
- ... i wszędzie tutaj wali garamami!