Azerbejdzan trip hop
Bracia i siostry,
O Kazbeku napisze nieco pozniej, jako ze tekst dojrzec musi, a ja chwilowo zyje w absolutnym niedoczasie miotajac sie pomiedzy obowiazkami turysty (zabytki i takie tam inne pierdoly) a czlowieka (jedzenie, spanie, oddychanie).
Spalismy dzisiaj na plazy. Niniejszym stwierdzam, ze jeziorko Kaspijskie zostalo w plywackim stylu spenetrowane. Cztery razy spenetrowane.Wyglada na to, ze juz ponad tydzien minal, kiedy spie w dziwnych warunkach. Namiot, albo i bez namiotu, pod sklepieniem niebieskim, bez elektrycznosci, cieplej wody i wielu, wielu innych rzeczy, do ktorych przywyklismy w naszym pieknym, cywilizowanym swiecie. Juz nie pamietam, jak wyglada przysznic. Ale za to gorskie potoki, morskie odmety, calkiem dobrze myja cialo, a dusze juz na pewno.
Nadszedl czas na rozstanie w naszej ekipie, sciezki sie nam rozchodza, gdyz poniewaz Piotr i Stach znikaja w czelusciach przepastnego Iranu, ja natomiast - zaciekawiony pierwszym spotkaniem - bujam na polnoc tego dziwnego kraju, gdzie spod ciemnej czupryny spogladaja na nas mroczne oczy Azerskich wojownikow, ktorzy przy blizszym poznaniu okazuja sie calkiem zacnym towarzystwem, chetnym do pomocy i, a jakze, usmiechu, wszak oszczednego, ale jednak w domysle obecnego.
Nadszedl czas na powazna eskploracje znaczenia slowa samotnosc, zamkniecia sie we wnetrzu na dlugie godziny, w srodowisku co najmniej ciekawym, w miejscu nieznanym. Kto wie co przyniesie los.
Przyjdzie czas na wieksza wylewnosc, tymczasem zanikam, do zobaczenia i to tam wszystko inne. Czas nas goni - musimy jeszcze wyjechac za miasto, gdzie ognie Zaratustry plona odwieczne, zeby nasz dom przenosny po raz ostatni ustawic w takim a nie innym towarzystwie.
O Kazbeku napisze nieco pozniej, jako ze tekst dojrzec musi, a ja chwilowo zyje w absolutnym niedoczasie miotajac sie pomiedzy obowiazkami turysty (zabytki i takie tam inne pierdoly) a czlowieka (jedzenie, spanie, oddychanie).
Spalismy dzisiaj na plazy. Niniejszym stwierdzam, ze jeziorko Kaspijskie zostalo w plywackim stylu spenetrowane. Cztery razy spenetrowane.Wyglada na to, ze juz ponad tydzien minal, kiedy spie w dziwnych warunkach. Namiot, albo i bez namiotu, pod sklepieniem niebieskim, bez elektrycznosci, cieplej wody i wielu, wielu innych rzeczy, do ktorych przywyklismy w naszym pieknym, cywilizowanym swiecie. Juz nie pamietam, jak wyglada przysznic. Ale za to gorskie potoki, morskie odmety, calkiem dobrze myja cialo, a dusze juz na pewno.
Nadszedl czas na rozstanie w naszej ekipie, sciezki sie nam rozchodza, gdyz poniewaz Piotr i Stach znikaja w czelusciach przepastnego Iranu, ja natomiast - zaciekawiony pierwszym spotkaniem - bujam na polnoc tego dziwnego kraju, gdzie spod ciemnej czupryny spogladaja na nas mroczne oczy Azerskich wojownikow, ktorzy przy blizszym poznaniu okazuja sie calkiem zacnym towarzystwem, chetnym do pomocy i, a jakze, usmiechu, wszak oszczednego, ale jednak w domysle obecnego.
Nadszedl czas na powazna eskploracje znaczenia slowa samotnosc, zamkniecia sie we wnetrzu na dlugie godziny, w srodowisku co najmniej ciekawym, w miejscu nieznanym. Kto wie co przyniesie los.
Przyjdzie czas na wieksza wylewnosc, tymczasem zanikam, do zobaczenia i to tam wszystko inne. Czas nas goni - musimy jeszcze wyjechac za miasto, gdzie ognie Zaratustry plona odwieczne, zeby nasz dom przenosny po raz ostatni ustawic w takim a nie innym towarzystwie.