Pustynia

Do Kerman dotarlem wczesnym rankiem, od razu ruszylem do miejscowosci o nazwie Shahdad. Nie jezdzi tam zaden normalny transport, musialem korzystac z tzw. savari. Troche bylo czekania, ale lokalsi sie mna zajeli i pokazali gdzie trzeba posadzic swoje zmordowane podroza cialo i... wykazac sie cierpliwoscia. "Asia time" w pelnym tego slowa znaczeniu: nie wiemy kiedy cos pojedzie, ale dzisiaj pojedzie na pewno.

W Shahdad znalezienie transportu na pustynie zajelo troche czasu. Najpierw targowalem z pewnymi mlodymi ludzmi, ktorzy nie chcieli za bardzo targowac, potem probowalem dogadac sie z taksowkarzami, ale to gorsze diabelstwo niz mafia. Ksiaze Ciemnosci chcial im lby pourywac, ale rzucilem mu troche czerwonego miesa i sie opanowal. Tymczasem zaczela sie sjesta i wszystko zostlo pozamykane, a miescina sie wyludnila. Snulem sie markotny po opustoszalych ulicach, kiedy podszedl do mnie pewien jowialny czlowiek i spytal jaki mam problem. Po krotkiej dyskusji zostalem zaproszony do domu na lunch, krotkie pogawedki, a potem ustalilismy, ze mily pan Ahmed, tak na marginesie moj rownolatek, podrzuci mnie na pustynie i potem do desert campu w miejscowosci Shafi Abad. Cena byla tak niska, ze az za niska. I to bez targowania. No i jak tu nie kochac tych ludzi? Nawet Ksieciu Ciemnosci rozmieklo nieco miejsce po kamiennym sercu.

Pustynia to prawdziwe pieklo. Z nieba lal sie zar, a Celcjusz wystepowal w 55 egzemplazach w kazdym punkcie przestrzeni. Przez chwile zastanawialem sie ile bym przetrwal w takim miejscu bez wody i cienia. Tak na oko daje sobie jakies 24 godziny. Po zdjeciach i krotkim spacerze pojechalismy do dester campu - takie zagospodarowane miejsce na obrzezach pustyni, gdzie jest kilka drewnianych chatek i biezaca woda dajaca szanse na przetrwanie. Calkiem niezla infrastruktura jak na koniec swiata, tak swoja droga.

Temperatura byla nieublagana. Wieczorem zrobilem pranie i od razu wszystko na siebie zalozylem. Nie minelo pol godziny i bylem suchy jak pieprz, rycerz diuny, sucha suchosc nad suchosciami. Jezyk mi sie przykleja do podniebienia jak o tym mysle.