Doswiadczenia graniczne

Bracia i Siostry,

Przejscie graniczne pomiedzy Azerbejdzanem a Iranem to ciekawe doswiadczenie.

Wchodzi sie tam przez mala dziure w murze, ktora bardziej przypomina wejscie do szaletu miejskiego niz granice panstwowa. Za rzeczona dziura trzeba ustawic sie w niekonczacej sie kolejce ludzi stloczonych w ciasnym, wykonanym z metalowej kraty korytarzu. Na konca tego korytarza jest brama, ktora otwiera sie co pol godziny i przepuszcza kilka metrow szesciennych tluszczy ludzkiej, ktora wpada w jakis ekstatyczny szal i pedzi przed siebie niosac, wlokac lub kopiac swoje tobolki. Niektorzy desperaci skacza przez plot, zeby wejsc do drugiej, nie wiedziec czemu bardziej uprzywilejowanej kolejki. Nad tym wszystkim kroluje Celcjusz, ktory rozsiewa wokol jakies czterdziesci stopni swojej termicznej wladzy, czyniac tluszcze ludzka jeszcze bardziej zniecierpliwiona. Paszporty migaja przy opalonych twarzach, tymczasowe wachlarze, delikatna ulga od pelnej wilgoci spiekoty, otwieraja sie drzwi, rzeka rusza, krzyki wojskowych, zamknieta brama, tlum staje, paszporty migaja przy twarzach, ktos wali piescia w brame... I kilka takich cykli, az znajdziesz sie we wlasciwym metrze szesciennym.

Za brama znajduje sie kolejna krata, wszyscy podaja paszporty celnikowi znajdujacemu sie po drugiej stronie. To samo robie i ja, zachecony przez jednego z towarzyszy niedoli. W ten oto sposob moj dokument znika razem z dziesiatkami innych w nieosiagalnej dla nas budzie, gdzie najprawdopodobniej siedzi jakis tam urzedas i to wszystko sprawdza. W pewnym momencie ktos krzyczy 'Yakob, Yakob, Czesniak', podrzucam swoj plecak do gory i przez tlum wale do uchylonej tylko na chwile kraty krzyczac 'izwieniti'. A za krata usmiechniety szeroko Azer mowi do mnie ni to po rosyjsku, ni to po polsku 'jak podrozujesz, Warszawa, da?'.

To oczywiscie pierwszy krok, granica Azerska. Za kilkaset metrow i jedna rzeczke czeka mnie dokladnie ten sam taniec z granica Iranu. Tam jednak udaje mi sie wejsc bez walki - moj jednorazowy przyjaciel z poprzedniego etapu wzial mnie za reke i cos zaklikal do wojskowych pilnujacych stloczonych w kolejce ludzi. Goscie pozwolili mi wejsc do budynku i od razu podali paszport celnikowi. Jeszcze tylko otwieranie plecaka, szerokie usmiechy wojakow, powodzenia, do widzenia i... Uff. Stawiam pierwsze kroki w Iran, otoczony przez dosc aktywnych naganiaczy, ktorzy chca wymienic walute, podrzucic mnie do centrum, hotelu, na dworzec.
Muchy.