W strone Iranu

Bracia i siostry,

Jade dzisiaj w nocy (piec minut przed lokalna polnoca) do miejscowosci Astara przy granicy z Iranem. W ten oto sposob konczy sie moja przygoda z Azerbejdzanem i przechodze do swiata bezkompromiosowego Islamu.

Azerbejdzan zapamietam bardzo milo. Spotkalo mnie tutaj mnostwo dobrych rzeczy, a niedobrych i tak nie pamietam. Ludzie sa zyczliwi, nie narzucaja sie, ale bardzo chetnie pomagaja. Wczoraj, w Xinaliq przystanalem na chwile przy autochtonach robiacych grila (to nie byli moi gospodarze, o ktorych pisalem wczesniej). Od razu zaprosili mnie do domu, wchodze do srodka, a tam wielka impreza, okolo dziesieciu ludzi siedzi przy stole, jedza mieso ubitego zapewne tego samego dnia barana, leja mi wodke, daja ociekajacy tluszczem kawal miecha, chleb, owoce, warzywa... Gosc w dom, bog w dom... Tutaj jeszcze jak widac to dziala.

Cala zabawa zacznie sie natomiast w glownym punkcie tej czesci imprezy, w slawnym i bardzo milo wspominanym pzez podroznikow Iranie; miejscu, na ktore ostrzylem sobie zeby od kilku lat.

Juz czuje ze krwi, mam kilka glupich pomyslow...