Bandar Abbas

Na poludniu, co jest nad wyraz uciazliwe, miedzy druga a piata trwa sjesta. Zamykaja centra handlowe, sklepy, koscioly (ktorych tutaj i tak nie ma, ale jakby byly, to by je zamkneli na glucho) i ida lezec brzuchem do gory ignorujac potrzeby zadnych dostepu do swiata turystow. W zwiazku z tym o godzinie drugiej znalazlem sie w dosc niewesolej sytuacji, kiedy pewien mlody czlowiek wyprosil mnie z kawiarenki internetowej obiecujac, ze juz po trzech godzinach wroci. Usiadlem na lawce przed kawiarenka i zaczalem czytac przewodnik analizujac mozliwosci dalszego transferu na polnocny-wschod tego dosc obszernego kraju. Nie minelo kilka minut jak wrocil chlopak z kawieraneki z tekstem: 'Musisz byc bardzo glodny' i wreczyl mi pakiet zywosciowy z soku i batonow zlozony. Potem spedzil ze mna kilkadziesiat minut rozmawiajac o Iranie, moich planach, zyciu i tym wszystkich, o czym standardowy Pers rozmawia ze standardowym Polakiem. Dookola zebrala sie grupa jego kolegow i jeden z nich zaprosil mnie do swojego domu. Zgodzilem sie, bo nie za bardzo mialem co ze soba zrobic. Ogladalismy telewizje, rozmaialismy o polityce... Mili ludzie tutaj sie bujaja. Jak zwykle podczas podrozy mozna wiele nowych rzeczy sie nauczyc od autochtonow. Persowie pokazuja mi jak budowac relacje z innymi ludzmi, relacje, ktorych fundamentem nie jest rywalizacja, ale zyczliwosc.
Po krotkiej drzemce udalem sie na dworzec, zeby zlapac nocny autobus do Kerman, skad planowalem uderzyc na pustynie Kaluts.
Tak, przyznaje i polemizowac nie zamierzam - pustynia w lecie to troche malo rozsadny pomysl. A, jak sie niebawem okaze, sierpnien w Iranie to najcieplejszy miesiac.