Ksiezniczka
Siedzialem na dachu hostelu okupowanego przez Persow i palilem fajke wodna z Tara, Ksiezniczka rodem z Basni Tysiaca i Jednej Nocy, ktorej uroda rzucila mnie na kolana i wyryla kilka rys na kamiennym sercu. Przycupnelismy na jednym stole* i bez slow, pod pelnym ksiezycem chlonelismy chwile.
W Iranie!
Ksiaze Ciemnosci usmiechajac sie szeroko stal z zalozonymi rekami na dachu sasiedniego budynku. Wyczul naruszenie zasad protokolu, a wokol jego glowy wszystkie grzechy ludzkosci rozpoczely upiorny taniec wijac sie nad rozpalona grzywa. Kiedy ruch osiagnal punkt kulminacyjny, Ksiaze Ciemnosci skoczyl przed siebie; plynal przeskakujac z dachu na dach, ciagnac za soba warkocz upleciony z esencji zla. Swiat - odgrzeszony - na chwile stal sie lepszy.
Ostatni raz wydzialem go jak znikal za jednym z minaretow; o ile go znam siedzi teraz zadumany wewnatrz jednej z Wierz Milczenia, na granicy zycia i smierci, wsrod cienkich, dymem smuzystych linii oddzielajacych 'teraz' od 'nigdy'.
***
Intryga rozwijala sie dwa dni. Piruz, czlowiek, ktory zajmowal sie hostelem, wydobyl z przepastnych magazynow zakurzona fajke wodna, ja skoczylem do sklepu nieopodal i nabylem droga kupna tyton lokalny, jablkowy w swej naturze. Moj nowy jednorazowy kolega poprosil o rozpalenie fajki dwie kobiety pochodzace z poludnia Iranu, ktore mieszkaly w tym samym hostelu. Dziewczyny bardzo dobrze sie spisaly i juz po chwili moglem sie rozkoszowac dymem tytoniowym otulajacym moja strefe rzeczywistosci zdominowana rozposcierajacym sie z dachu widokiem starego miasta. Tymczasem pojawil sie Piruz i powiedzial, ze dziewczyny rowniez chcialyby zapalic. Zaprosilismy je do stolu, ale odmowily. Siadly nieopodal nas, i cierpliwie czekaly. Od czasu do czasu przenosilismy fajke pomiedzy stolami - takie wspolne palenie zgodne z lokalna etykieta.
Sytuacja powtorzyla sie nastepnej nocy. Fajka zostala rozpalona, ale dziewczeta nieco bardziej osmielone przyjely zaproszenie Pirusa i usiadly z nami. Piruz, ktory jako jedyny mogl sie porozumiec z wszystkimi uczestnikami spotkania, pelnil honory domu, ale po pewnym czasie zebral sie w sobie, poskladal w jedna calosc swoje siedemdziesieciojednoletnie cialo i poszedl spac. W ten oto sposob poznalem Tare. Na szczescie z powodow niedoborow jezykowych nasze spotlanie zdominowalo milczenie. Slowo mogloby naruszyc delikatna strukture tej chwili, czar moglby prysnac i dobra impresje trafilby szlag.
* taka azjatycka forma biesiadowania; stol nie ma krzesel, wyglada jak wielkie lozko; siada sie na tym po turecku, na srodku stawiane sa potrawy, herbata, fajka wodna, co tam sobie gosc zamarzy
W Iranie!
Ksiaze Ciemnosci usmiechajac sie szeroko stal z zalozonymi rekami na dachu sasiedniego budynku. Wyczul naruszenie zasad protokolu, a wokol jego glowy wszystkie grzechy ludzkosci rozpoczely upiorny taniec wijac sie nad rozpalona grzywa. Kiedy ruch osiagnal punkt kulminacyjny, Ksiaze Ciemnosci skoczyl przed siebie; plynal przeskakujac z dachu na dach, ciagnac za soba warkocz upleciony z esencji zla. Swiat - odgrzeszony - na chwile stal sie lepszy.
Ostatni raz wydzialem go jak znikal za jednym z minaretow; o ile go znam siedzi teraz zadumany wewnatrz jednej z Wierz Milczenia, na granicy zycia i smierci, wsrod cienkich, dymem smuzystych linii oddzielajacych 'teraz' od 'nigdy'.
***
Intryga rozwijala sie dwa dni. Piruz, czlowiek, ktory zajmowal sie hostelem, wydobyl z przepastnych magazynow zakurzona fajke wodna, ja skoczylem do sklepu nieopodal i nabylem droga kupna tyton lokalny, jablkowy w swej naturze. Moj nowy jednorazowy kolega poprosil o rozpalenie fajki dwie kobiety pochodzace z poludnia Iranu, ktore mieszkaly w tym samym hostelu. Dziewczyny bardzo dobrze sie spisaly i juz po chwili moglem sie rozkoszowac dymem tytoniowym otulajacym moja strefe rzeczywistosci zdominowana rozposcierajacym sie z dachu widokiem starego miasta. Tymczasem pojawil sie Piruz i powiedzial, ze dziewczyny rowniez chcialyby zapalic. Zaprosilismy je do stolu, ale odmowily. Siadly nieopodal nas, i cierpliwie czekaly. Od czasu do czasu przenosilismy fajke pomiedzy stolami - takie wspolne palenie zgodne z lokalna etykieta.
Sytuacja powtorzyla sie nastepnej nocy. Fajka zostala rozpalona, ale dziewczeta nieco bardziej osmielone przyjely zaproszenie Pirusa i usiadly z nami. Piruz, ktory jako jedyny mogl sie porozumiec z wszystkimi uczestnikami spotkania, pelnil honory domu, ale po pewnym czasie zebral sie w sobie, poskladal w jedna calosc swoje siedemdziesieciojednoletnie cialo i poszedl spac. W ten oto sposob poznalem Tare. Na szczescie z powodow niedoborow jezykowych nasze spotlanie zdominowalo milczenie. Slowo mogloby naruszyc delikatna strukture tej chwili, czar moglby prysnac i dobra impresje trafilby szlag.
* taka azjatycka forma biesiadowania; stol nie ma krzesel, wyglada jak wielkie lozko; siada sie na tym po turecku, na srodku stawiane sa potrawy, herbata, fajka wodna, co tam sobie gosc zamarzy