Ciekawostki austostopowicza
Trasa przez Północne Terytorium byłą trudna. Z różnych względów.
Problemem jest zła fama miejsca. Ludzie tutaj są zupełnie inni niż na południu, boją się brać stoperów. Odniosłem wrażenie, że ociera się to o fobię. Kilka filmów, kilka krwawych relacji w wiadomościach, kilka zaginięć i stało się - trasa północna jest ciężka. Faktem jest, że tylko dwa, może trzy stopy zatrzymały się z machania. Cała reszta wynikała ze skrócenia dystansu - biegałem po stacjach benzynowych i musiałem rozmawiać z ludźmi, podchodzić do nich, przełamywać lody, przekonywać, że nie gustuję w świeżej ludzkiej wątrobie wyrwanej z trzewi nieostrożnego kierowcy. A jeśli stop działa tylko na krótki dystans, to oznacza, że masz kłopoty, że środowisko nie sprzyja tej formie podróżowania.
Kolejnym problemem jest struktura ruchu. Jeżdżą tutaj albo turyści, albo ciężarówki. Ciężarówki się nie zatrzymają, bo mają zakaz zabierania pasażerów. Samochody turystów są wyładowane po uszy, przy czym 95% ruchu to bryczki z przyczepami campingowymi. A taka przyczepa campingowa się nie zatrzyma, zapomnij o tym - goście, zazwyczaj starsi, żyją w swoim bezpiecznym, oswojonym świecie, do którego nie wpuszczą nikogo. Zatem brakuje kierowców, którzy mogą cię zabrać, czasem w ciągu jednego dnia masz jakieś 10 samochodów, które rokują. Cala reszta jest bezużyteczna i tylko daje niepotrzebnie nadzieję. I jeśli nie wykorzystasz swojej szansy, utkwisz na dobre. Tak jak ja pierwszego dnia.
Z innych ciekawostek:
- tutaj po drogach jeżdżą tak zwane pociągi szos. To ciężarówki z kilkoma przyczepami, które mają po 50 metrów długości. Jak taki przejeżdża, to zasysa pod koła wszystko dookoła. Robi to wrażenie
- drogi są zazwyczaj proste, monotonne, usypiające. Kierowcy od czasu do czasu się przewracają na tych równinach
- na poboczu dróg stoją, leżą, rozkładają się wraki samochodów. Po wypadkach ludzie zbierają co się da i zostawiają wrak. Takie złomowanie na miejscu
- o tej porze roku potoki na południu są powysychane, śmiesznie to wygląda, każdy potok ma swoją nazwę, jest oznaczony na mapie i opisany na drogach, ale wody nie uświadczysz ani kropelki
- co ciekawe - istnieją potoki, które zaczynają się i kończą na pustyni, nie wpadają do niczego, ani z niczego nie wypływają, takie niebieskie kreski na mapie, znikąd - donikąd
- bardzo wiele miejsc jest oznaczonych jako tereny powodziowe. Jak tutaj spadnie deszcz, to zmywa wszystko w przeciągu godzin i wszystko wraca do normy. Ale drogi bywają pozalewane, a przy jezdni są wskaźniki poziomu wody z poprzednich potopów. Kiedy nie pada wygląda to nieco absurdalnie, teren suchy jak pieprz, a goście straszą powodzią
- wszędzie skaczą kangury, można je spotkać po zachodzie słońca, wychodzą na szosę, bo im tam cieplej. Na prostej drodze praktycznie wszędzie są widoczne ślady gwałtownego hamowania - niejeden już stracił tutaj życie próbując uniknąć kolizji z kangurem, który wyskoczył nagle z krzaków
Problemem jest zła fama miejsca. Ludzie tutaj są zupełnie inni niż na południu, boją się brać stoperów. Odniosłem wrażenie, że ociera się to o fobię. Kilka filmów, kilka krwawych relacji w wiadomościach, kilka zaginięć i stało się - trasa północna jest ciężka. Faktem jest, że tylko dwa, może trzy stopy zatrzymały się z machania. Cała reszta wynikała ze skrócenia dystansu - biegałem po stacjach benzynowych i musiałem rozmawiać z ludźmi, podchodzić do nich, przełamywać lody, przekonywać, że nie gustuję w świeżej ludzkiej wątrobie wyrwanej z trzewi nieostrożnego kierowcy. A jeśli stop działa tylko na krótki dystans, to oznacza, że masz kłopoty, że środowisko nie sprzyja tej formie podróżowania.
Kolejnym problemem jest struktura ruchu. Jeżdżą tutaj albo turyści, albo ciężarówki. Ciężarówki się nie zatrzymają, bo mają zakaz zabierania pasażerów. Samochody turystów są wyładowane po uszy, przy czym 95% ruchu to bryczki z przyczepami campingowymi. A taka przyczepa campingowa się nie zatrzyma, zapomnij o tym - goście, zazwyczaj starsi, żyją w swoim bezpiecznym, oswojonym świecie, do którego nie wpuszczą nikogo. Zatem brakuje kierowców, którzy mogą cię zabrać, czasem w ciągu jednego dnia masz jakieś 10 samochodów, które rokują. Cala reszta jest bezużyteczna i tylko daje niepotrzebnie nadzieję. I jeśli nie wykorzystasz swojej szansy, utkwisz na dobre. Tak jak ja pierwszego dnia.
Z innych ciekawostek:
- tutaj po drogach jeżdżą tak zwane pociągi szos. To ciężarówki z kilkoma przyczepami, które mają po 50 metrów długości. Jak taki przejeżdża, to zasysa pod koła wszystko dookoła. Robi to wrażenie
- drogi są zazwyczaj proste, monotonne, usypiające. Kierowcy od czasu do czasu się przewracają na tych równinach
- na poboczu dróg stoją, leżą, rozkładają się wraki samochodów. Po wypadkach ludzie zbierają co się da i zostawiają wrak. Takie złomowanie na miejscu
- o tej porze roku potoki na południu są powysychane, śmiesznie to wygląda, każdy potok ma swoją nazwę, jest oznaczony na mapie i opisany na drogach, ale wody nie uświadczysz ani kropelki
- co ciekawe - istnieją potoki, które zaczynają się i kończą na pustyni, nie wpadają do niczego, ani z niczego nie wypływają, takie niebieskie kreski na mapie, znikąd - donikąd
- bardzo wiele miejsc jest oznaczonych jako tereny powodziowe. Jak tutaj spadnie deszcz, to zmywa wszystko w przeciągu godzin i wszystko wraca do normy. Ale drogi bywają pozalewane, a przy jezdni są wskaźniki poziomu wody z poprzednich potopów. Kiedy nie pada wygląda to nieco absurdalnie, teren suchy jak pieprz, a goście straszą powodzią
- wszędzie skaczą kangury, można je spotkać po zachodzie słońca, wychodzą na szosę, bo im tam cieplej. Na prostej drodze praktycznie wszędzie są widoczne ślady gwałtownego hamowania - niejeden już stracił tutaj życie próbując uniknąć kolizji z kangurem, który wyskoczył nagle z krzaków