Góry Śnieżne - początek
Szedłem po pochyłym, zamarzniętym stoku. Stojąc na jednej nodze podpierałem się kijkami i próbowałem wykuć następny stopień. Wściekle kopałem skorupę, ale podeszwy moich butów ledwie nadgryzały powierzchnię. Po trzech kwadransach walki, na dość iluzorycznych stopniach przeszedłem cały paskudny trawers. W lecie zajęłoby mi to może 5 minut. Miałem zatem dość czasu, żeby zastanowić się dlaczego na dole nie pożyczyłem raków. Wymyśliłem kilka powodów. Żaden z nich nie był mądry.
Dzień był wspaniały, pierwszy dzień trekingu w Górach Śnieżnych. Przeszedłem cały tak zwany Main Range Track i zbliżałem się do Góry Kościuszki. Mój pierwotny plan zakładał, że zostawię ją sobie na koniec, ale prognozy pogody na najbliższe dni nie były najlepsze, więc poszedłem tam od razu. Z powodu mnóstwa lodu na szlaku, który mnie niezwykle spowolnił, zabrakło mi dnia. Z płonącym czerwienią zachodzącego słońca niebem w tle zbliżałem się do Góry. Kilka kolejnych pipantów na szlaku myliło mnie, myślałem, że to już, tuż, tuż, a tu okazywało się, że jeszcze jeden kawałek, jeszcze jedna górka do przejścia. Na sam szczyt dotarłem w nocy. Bez światła, bo przecież mamy pełnię. Na zachodzie jeszcze co nieco się mieniło pod nisko zawieszoną warstwą chmur, a ja szczęśliwy kręciłem się po szczycie dziękując górom, że mnie wpuściły.
Ponieważ nie miałem jeszcze upatrzonego miejsca na nocleg, musiałem się zwijać. Byłem już dość mocno przemarznięty, bo przewiany, głodny i zmęczony. Zważywszy na okoliczności - na mnie czas dawno nastał. Dla niezorientowanych - w górach dominują skosy, więc nieliczne miejsca nadają się na rozbicie namiotu. Co więcej trzeba znaleźć takie miejsce, które jest osłonięte od wiatru; na grani owszem, można spać, ale wtedy warto mieć ze sobą spadochron - wiatry potrafią zdjąć stamtąd mamuta, a co dopiero płócienne chuchro z wkładką z homo sapiens. Zatem znalezienie miejsca to nie taka prosta jakby się wydawało sprawa, a ciężko się to robi po zmroku.
Mi się udało znaleźć miejsce prawie perfekcyjne - osłonięte od wiatru z obu stron kamieniami, w miarę płaskie, z widokiem na okoliczne szczyty.
Ukopałem zatem śniegu do gotowania, założyłem puchowe rękawiczki na stopy, żeby mi nie odpadły z zimna, zjadłem kolację i mrucząc 'ale jest zajebiście' położyłem się spać.
Dzień był wspaniały, pierwszy dzień trekingu w Górach Śnieżnych. Przeszedłem cały tak zwany Main Range Track i zbliżałem się do Góry Kościuszki. Mój pierwotny plan zakładał, że zostawię ją sobie na koniec, ale prognozy pogody na najbliższe dni nie były najlepsze, więc poszedłem tam od razu. Z powodu mnóstwa lodu na szlaku, który mnie niezwykle spowolnił, zabrakło mi dnia. Z płonącym czerwienią zachodzącego słońca niebem w tle zbliżałem się do Góry. Kilka kolejnych pipantów na szlaku myliło mnie, myślałem, że to już, tuż, tuż, a tu okazywało się, że jeszcze jeden kawałek, jeszcze jedna górka do przejścia. Na sam szczyt dotarłem w nocy. Bez światła, bo przecież mamy pełnię. Na zachodzie jeszcze co nieco się mieniło pod nisko zawieszoną warstwą chmur, a ja szczęśliwy kręciłem się po szczycie dziękując górom, że mnie wpuściły.
Ponieważ nie miałem jeszcze upatrzonego miejsca na nocleg, musiałem się zwijać. Byłem już dość mocno przemarznięty, bo przewiany, głodny i zmęczony. Zważywszy na okoliczności - na mnie czas dawno nastał. Dla niezorientowanych - w górach dominują skosy, więc nieliczne miejsca nadają się na rozbicie namiotu. Co więcej trzeba znaleźć takie miejsce, które jest osłonięte od wiatru; na grani owszem, można spać, ale wtedy warto mieć ze sobą spadochron - wiatry potrafią zdjąć stamtąd mamuta, a co dopiero płócienne chuchro z wkładką z homo sapiens. Zatem znalezienie miejsca to nie taka prosta jakby się wydawało sprawa, a ciężko się to robi po zmroku.
Mi się udało znaleźć miejsce prawie perfekcyjne - osłonięte od wiatru z obu stron kamieniami, w miarę płaskie, z widokiem na okoliczne szczyty.
Ukopałem zatem śniegu do gotowania, założyłem puchowe rękawiczki na stopy, żeby mi nie odpadły z zimna, zjadłem kolację i mrucząc 'ale jest zajebiście' położyłem się spać.