Góry Śnieżne - mglista deprywacja


Wieczorem chmury się rozstąpiły. Księżyc w pełni oświetlił okoliczne szczyty - polecam ten widok każdemu. To coś zupełnie odrealnionego, czarno-biały świat skał i śniegu skąpany w trupiobladym świetle Łysego. Coś nieprawdopodobnego. I koniecznie trzeba to przeżyć w samotności; to ważny komponent, albowiem istotnie wzmacnia odbiór.

O poranku świat wyglądał obiecująco. Prawie czyste niebo, dobra widoczność. Ale to tylko mały pogodowy fortel. Z minuty na minutę chmury zagęszczały się, podnosiły, aż całkowicie zdominowały świat przywracając stary, złudnie bezpieczny, owiany tajemnicą czarno-biały świat mgły i skał. Postanowiłem zwinąć namiot i podjąć wyzwanie - wracam Main Range Track i robię zaplanowane okoliczne szczyty - na tyle, na ile się uda.
Poruszałem się w swoim dziwnym ograniczonym świecie szukając znikomych śladów na śniegu, byłem w środku krainy Nigdzie, opisanej w ten sam sposób z każdej strony. Deptałem w miejscach jak z jakiś starych legend. To było moje śnienie.

A potem zaczęło padać. I było coraz gorzej.