Timor Wschodni - otwarcie

Pierwsze wrażenia z Timoru są jak najbardziej pozytywne. Ludzie mili i pomocni, choć bardzo niesmiali, jesli nie znaja angielskiego. Wloczykijow mojego pokroju, czyli w nomenklaturze miedzynarodowej - backpackersow - malo, albo wcale. Za to pelno smerfow, czyli wojsk i innych przedstawicieli ONZ oraz wszelkiej innej hołoty od pomocy międzynarodowej. 

Jak to w kraju rozwijajacym sie nowe sasiaduje ze starym, na ten przyklad nowo wybudowany palac prezydencki otoczony jest stojacymi na chodnikach sprzedawcami wszystkiego i przeróżnymi garazami, w ktorych na przykład naprawia sie motory. Panujacy tutaj delikatny chaos na ulicach, wszechobecny rozgardiasz i szerokie usmiechy daly mi duzo satysfakcji. Wreszcie wyrwalem sie ze swiata makdonaldow (ponoć handlują tylko w bezpiecznych krajach, niestety nie wiem kto jest odpowiedzialny za stworzenie listy tych bezpiecznych krajów).

Na ulicach panuje swoboda, nie ma tutaj jakiegoś wyraźnej przepaści pomiędzy poszczególnymi płciami. Z tego co mi powiedziano, w zakresie obyczajowości panuje tutaj dość duża swoboda. Jak to określił Ivo, mój tymczasowy kumpel z Bułgarii – sypia tutaj każdy z każdym. Ile w tym prawdy – nie mam pojęcia. Zapewne przesadzał, ale w każdej legendzie jest ziarnko prawdy, nawet jeśli to ziarnko soli w oku.

Mało kto mówi tutaj po angielsku. Widać, że ludzie powoli zaczynają się uczyć – najmłodsze pokolenie już coś śmiga. Starsi niewiele. Dominującym językiem jest tetun, drugim w kolejności używanym jest indonezyjski. Co ciekawe językiem urzędowym uczyniono portugalski choć zna go tylko 4% populacji. Rząd potrzebował zapewne jakiegoś czynnika oddzielającego nowo powstałe państwo niedawnego okupanta.

Mankamentem jest to, ze to cholernie marlaryczny kraj, wiec jem jakies straszliwe gowno, zeby sie ochronic. Ponoc nie ma tutaj zartow, wiec postanowilem zalozyc farmakologiczna zbroje, ktora niezle poobija mi organizm, bo te srodki sa wyjatkowo niemile w dotyku.

Wczoraj, po zaliczeniu muzeum ruchu oporu i kilku pomniejszych atrakcji spalem na kauczu u - jak sie okazalo - doradcy prezydenta, ktory zajmuje sie lokalnymi kulturami i tozsamoscia narodowa (dla przypomniena Timor oglosil niepodleglosc w 2002 roku, wiec maja dekade doswiadczenia w zakresie samostanowienia o sobie).

Dzisiaj zamierzam uderzyc w gory do miejscowosci Maubisse, skad uderze na najwyzszy szczyt Timoru, czyli Mt Ramaleau (2963 m npm).

Nie wiem, czy uda mi sie tam dojechac - tutaj naprawde swiat jest spontaniczny i nie ma czegos takiego jak regularny transport. Jade na market, skad startuja busy i bede pytal. Moze sie uda. Jesli nie, to zaczynam zabawe jutro o poranku. Powinienem wrocic za jakies trzy dni. Czas pokaze.